I po co to kosić?

Mam czasem, a nawet dość często wrażenie, że jestem jedną z nielicznych osób, które świadomie i celowo mieszkają w śródmieściu Łodzi. Zastanawiam się wtedy nad tym, że może jest to przejaw dziwactwa. Ze może coś przeoczyłam i zapomniałam, że trzeba stąd uciec. Bo wszyscy tzw. normalni już dawno się stąd wynieśli. Albo do domków na przedmieściach. Albo do strzeżonych osiedli gdzieś bliżej obrzeży. Albo- co też częste – do Warszawy, lub pod Warszawę. Ewentualnie gdzieś za granicę. A ja tu nadal tkwię i w zasadzie nawet nie narzekam.

Bo tu jest całkiem w porządku. Gdyby…

Jest trochę tych różnych gdyby…

Takich różnych rzeczy, które trudno jest pewnie dostrzec z zewnątrz. Niekiedy nawet drobiazgów. I różni pełni dobrych intencji (nie zaprzeczam dobrych intencji) decydenci, którzy usiłują centrum wypromować zapewne o tych różnych “gdyby” nawet może nie wiedzą. Bo sami tu nie mieszkają.

Zatem nie wiedzą, że tu potrafi być np. gorąco. Szczególnie latem w lipcu czy sierpniu, kiedy do upału dołączają się tumany kurzu. No i nie wiedzą, czy też brakuje im wyobraźni, że np. mogłoby być chłodniej gdyby nie kosić trawy. albo gdyby aut było mniej i jeździły wolniej. albo gdyby było więcej drzew i więcej cienia.

Ostatnio np. widziałam taki obrazek, Panowie w kombinezonach sygnalizujących ich oficjalną, formalną funkcję, przynależność do służb technicznych, machali ręcznymi kosiarkami nad zestawem fragmentów utwardzonego gruntu. Patrz – kolekcja zdjęć poniżej.


Zapytałam jednego z Panów, kwestionując tym samym ich formalną oficjalność, czy aby się nie pomylili i co oni tu właściwie robią. Pan odpowiedział że Szef im kazał kosić trawę do 10 cm. Acha, rozumiem, ale tu jest jeden mlecz na 1m2 i ten mlecz leży. Zatem co Pan chciałby kosić do 10cm. Pan przytomnie powiedział, że obok rosną zboża i są wyższe. Ja – zboża, nie trawa. No tak, nie trawa. Ale on to w ogóle robi co mu każą i jak chcę to mogę sobie z Szefem porozmawiać. Szef wyglądał podobnie, też mial kombinezon i też próbował zneutralizować mlecza na klepisku. Na pytanie co oni tu właściwie robią powiedział że mają zlecenie z Urzędu i że on nic więcej nie może mi powiedzieć. Na to ja, a z jakiego urzędu a jeśli UMŁ to z którego Wydziału. No a jeśli nie wiedzą to może niszczą zieleń całkiem bezprawnie i należy wezwać policję. Pan spojrzał i powiedział żebym zaczekała. Po 10 minutach wrócił z komórką przy uchu i podał mi elokwentną Panią, która wyjaśniła że Wydział Gospodarki Komunalnej i podała nazwisko Pani odpowiedzialnej. I że im kazali bo było w zamówieniu kosić do 10 cm. Nie było o sianiu trawy ani co robić jak trawy nie ma. I że rozumie i przyjedzie i skontroluje.

Wróciłam zatem, zadzwoniłam dwa razy do Wydziału do wskazanej Pani, telefon nie odbierał, więc nadal nie wiem.

Po co kosić kiedy nie ma trawy. Odkąd mieszkam w tej okolicy nie widziałam siania trawy. Choć nie jestem wystarczająco spostrzegawcza – takie działanie było podejmowane ostatnio w 2017 roku – tu się poprawiam. Zdecydowanie należałoby je ponowić a potem dopiero myśleć o koszeniu. Rosną tu owszem zioła, których nasiona przywiał wiatr lub przyniosły ptaki. Cudem chyba się to dzieje. Moja ‘interwencja’ być może spowodowała nieco mniejsze straty, Panowie może pomyśleli że faktycznie to co robią to chyba nie ma sensu.

Nie jest to bynajmniej jedyna lokalizacja, gdzie tego rodzaju absurdalna aktywność się wydarza. Porównajcie proszę zdjęcia powyżej, pochodzą z rejonu tzw. Nowego Centrum Łodzi. Ponoć mają tam być mieszkania, ciekawa czy ich mieszkańców też ta galeria absurdów będzie zastanawiać. I czy podobnie ja my tutaj będą uskarżać się na upał. Myślę, że szanse są spore.

Kwestia pozostaje otwarta. W innych, bogatszych miastach, np. w szwajcarskim Zurychu, kosi się tuż przy ścieżce, dalej pozostawiając możliwość wzrostu. Ten trend wynika z potrzeby zachowania w miastach bioróżnorodności, z potrzeby redukcji temperatury. Ze zrozumienia wreszcie potrzeb roślin, które nie są w stanie się rozwijać kiedy się je regularnie niszczy. Jeszcze się na to nakładają potrzeby lęgowe ptaków, które teraz – na przełomie maja i czerwca – powinny być z tego względu pod ochroną. Ale to już temat na kolejny zestaw obserwacji, o czym będzie zapewne niedługo.

Kolejny sukces: rzeki w Łodzi

Udało się: w piątkowe popołudnie w mieście o nazwie Łódź można było wreszcie pobrodzić w rwącej rzece wody.

5af5c42e4f35f_p

Źródło zdjęcia: Dziennik Łódzki

Niektórzy mieszkańcy i przyjezdni nawet próbowali, bądz to wysiadając z zalanych aut, które nagle znalazły się pośrodku rwącego strumienia wody bądź też próbując przejść na przystanek do którego i tak nie podjeżdżał zatrzymany w pobliskim jeziorze tramwaj. Najgłębszy i najbardziej wartki potok popłynął nowo-wybudowanym wąwozem alei Mickiewicza-Piłsudksiego. Niewątpliwie można uznać to za sukces tej inwestycji – bo przecież jak to? Łódź i nie ma rzek?

Jedno z najgłębszych jezior wybrało sobie lokalizację na podwórzu UMŁ, wdzięczne zapewne za możliwość zaistnienia. Zapytacie zapewne czemu tak piszę i jak to? Przecież ulewa to kataklizm z gatunku naturalnych i UMŁ nie ma prawa zapisać sobie jej zaistnienia w poczet sukcesów. Ulewy owszem być może rzeczywiście nie może, ale brak możliwości retencjonowania wody już jak najbardziej. Poczynając od zapisów planów miejscowych, po “remonty ulic”, budowę licznych nowych parkingów, realizację inwestycji drogowych całkowicie pozbawionych możliwości odprowadzania nadmiaru wody opadowej, czy wreszcie tak banalne rzeczy jak czyszczenie studzienek kanalizacyjnych – wszystko to nie jest bynajmniej katastrofą “naturalną”. Z tego też względu, przy obserwowanych ostatnio zmianach klimatu, może się nagle okazać że w mieście zlokalizowanym na dziale wodnym, w całkiem nieoczekiwany sposób, będziemy okresowo doświadczać podtopień i braku możliwości dojazdów niczym w miejscowościach nadmorskich czy położonych nad rzekami. Może się okazać że łódź nagle stanie się w Łodzi niezbędna.

Nie zabijaj albo o miejskiej wyspie ciepła

Zadaniem władzy publicznej jest dbałość o zdrowie i życie obywateli. Kiedy czytam o licznych pacjentach zajmujących każdy niemal skrawek wolnego miejsca w szpitalach w związku z falą upałów w Łodzi, nie umiem powstrzymać myślenia o tym że to wcale tak nie musi być. Wystarczyłaby odrobina myślenia i chęci planowania miasta tak aby ograniczyć tego rodzaju nagatywne zjawiska. Wystarczyłaby dość podstawowa znajomość fizyki. I wola polityczna, troska o własnych mieszkańców, czy …dopiszcie sobie własną nazwę dla empatii, zdrowego rozsądku, itd, wedle uważania i wyznawanego systemu wartości.

Posłużę się prostym schematem, powyżej, żeby rzecz wyjaśnić. Otóż energia bywa akumulowana przez obszary zurbanizowane (co jest oczywiście truizmem i wszyscy to wiemy). W dzień, podczas upału promienie słoneczne powodują nagrzewanie powierzchni ulic i budynków, i to ciepło jest akumulowane i oddawane później w nocy. Efektem jest to że w mieście zawsze jest cieplej niż poza miastem. Źródła energii to nie tylko promieniowanie słoneczne ale również auta, ludzie, urządzenia służące klimatyzacji, zakłady przemysłowe, etc. Szczególnie mocno zjawisko wyspy ciepła odczuwane jest w obszarach intensywnie zabudowanych i utwardzonych, pozbawionych zieleni. Obudowane ulice, z racji swojej geometrii, zatrzymują promieniowanie cieplne w większym stopniu niż przestrzenie otwarte, choć z pewnością nie dotyczy to otwartych wybetonowanych/wyasfaltowanych parkingów. Jednocześnie też ulice o węższym przekroju, dzięki zacienieniu mogą wpływać na zmniejszenie nagrzewania. Kolejnym truizmem w ramach tej notatki (która sama w sobie wydaje mi się tak oczywista, że aż głupio mi to pisać) będzie stwierdzenie że powierzchnie ciemne nagrzewają się bardziej niż powierzchnie jasne.

Ponadto wpływ na występowanie lub nie niekorzystnego zjawiska wyspy ciepła mają obecność zieleni oraz bliskość cieku lub zbiornika wodnego. Istotne są też oczywiście czynniki metereologiczne, związane niewątpliwie z lokalizacją danej miejscowości, a więc: wilgotność powietrza, występowanie chmur, układ wiatrów, oraz dynamika prądów atmosferycznych (która będzie inna na wzgórzu a inna w kotlinie).

O roli zieleni w mieście nie tak dawno już pisałam, i zdaje się że w sposób dość zrozumiały. Jest niebagatelna i jej obecność może w znacznym stopniu obniżyć  temperaturę i zmniejszyć ryzyko występowania chorób. Inną metodą radzenia sobie z problemem jest umiejętne gospodarowanie wodą opadową i jej retencjonowanie, nawet czasowe. Form zagospodarowania jest tu co niemiara. Poczynając od ogrodów deszczowych, które czasowo zatzymują wodę, w ten sposób zapobiegając zalewaniu ulic i dodatkowo czyszcząc ją przed odprowadzeniem do kanalizacji. Po naturalne lub sztuczne mokradła (swale), gdzie forma organizacji przestrzeni osiedla koncentuje się wokół kładki pieszej – po to aby nie zaburzać równowagi ekologicznej systemu (jak np. w Piekenhoef, zdjęcie poniżej, źródło ).
oss-iii-1024x614

Pomiędzy znajdziemy całą masę innych form retencjonowania wody i zazieleniania miejskich przestrzeni po to aby obniżać temperaturę w intensywnie zabudowanych częściach miasta. Nie muszę dodawać, że działania prowadzące do podniesienia temperatury, nawet jeśli ich konsekwencja jest nieuświadamiana, mają konsekwencje dosłownie i w przenośni zabójcze. Czyli może zróbmy coś z tym wreszcie?

tzw. “REWITALIZACJA”, czyli o tym co ma wymiana nawierzchni skrzyżowania wspólnego z rewitalizacją?

W śródmieściu Łodzi pomimo trwającej od jakiegoś czasu rewitalizacji nadal jest szaro i nieprzyjemnie. Chodząc po mieście trudno dostrzec efekty podejmowanych prac. Ilość realizowanych działań jest co prawda duża ale ich profil oraz proporcje zdecydowanie odbiegają od analogicznych przekształceń w miastach uznawanych za wzorcowe pod tym względem, takich jak Lipsk czy przykładowo Bilbao. Bardzo niewielka pula środków przeznaczana jest na działania realizowane w sferze społecznej. Jednocześnie analiza planowanych wydatków na remonty i przebudowy pozwala stwierdzić że znaczną część w tych zadaniach zajmują drogi. Przy czym przebicia kwartałów i budowa niewielkich uliczek o charakterze mieszkalnym są bardzo pożądane. Natomiast jednocześnie olbrzymie kwoty w ramach budżetu rewitalizacji rezerwowane są na remonty już szerokich ulic (Zachodnia) oraz budowę nowych tras komunikacyjnych (ulica Karskiego z przyległościami). Takie pozycje w ich planowanych kształcie w ogóle nie powinny się w zestawieniu środków na rewitalizację znajdować, a już z pewnością nie w sposób w jaki są planowane, z pozostawieniem obecnej geometrii skrzyżowań i szerokości pasów ruchu.

Priorytetem w śródmieściu winno być kreowanie właściwego środowiska dla mieszkania. Jest to konieczne aby prowadzone równolegle remonty kamienic miały szansę znajdować nabywców. Wszyscy doskonale wiemy, że najbardziej pożądane mieszkania zlokalizowane są w rejonach cichych, pozbawionych zanieczyszczeń, pełnych zieleni i zacienionych w gorące letnie dni. Dowodzą tego choćby popularność oraz ceny nieruchomości w pobliżu parków.

Rola ulic jako miejsc bezpośrednio oddziaływających na wszystkie powyższe składowe komfortu mieszkania jest nie do przecenienia. Obecny kształt tychże przestrzeni, projektowany zazwyczaj w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, w dobie zachwytu nad motoryzacją, kiedy marzeniem wszystkim był własny pojazd, nie przystaje do współczesnych potrzeb. Utrwalanie dotychczasowej formy ulic poprzez proste powielanie geometrii i estetyzację jest pomysłem karkołomnym. Przy projektowaniu przekształceń ulic konieczne jest przede wszystkim dążenie do uspokajania ruchu dla zapewnienia niezbędnego komfortu akustycznego. Aby to osiągnąć trzeba zwężać pasy ruchu oraz zmniejszać promienie skrętu skrzyżowań. Ulice w śródmieściu Łodzi winny pozwalać na efektywne przemieszczanie się z wykorzystaniem różnych rodzajów transportu: publicznego, pieszego, rowerowego i indywidualnego. Tylko w ten sposób można zmniejszyć obecne korki i zapewnić wygodę i efektywność. Dla zapewnienia komfortu akustycznego, obok zwężania pasów ruchu i jego uspokajania, istotne są nasadzenia mozliwie dorosłych drzew i krzewów.

Ponadto ważna jest retencja wód powierzchniowych i projektowanie, gdzie to tylko możliwe, elementów pozwalających na zatrzymanie wody opadowej, takich jak ogrody deszczowe. Te ostatnie wpływają na zmniejszenie obciążeń kanalizacji deszczowej oraz pozwalają na czyszczenie wód opadowych. Zwiększenie ilości zieleni dzięki zjawisku ewapotranspiracji poprawia mikroklimat środowiska miejskiego, wpływa na jego ochładzanie latem i redukuje występowanie miejskiej wyspy ciepła. Możliwość odbioru i retencjowania nadmiaru wody deszczowej przez tereny nieutwardzone, w tym zwłaszcza odpowiednio dobraną zieleń, pozwala nam uniknąć okresowego zalewania ulic podczas coraz częstszych gwałtownych wyładowań atmosferycznych. Niebagatelne znaczenie przy przebudowie i budowie nowych ulic należy do wzmacniania transportu pieszego i rowerowego. Jeśli chcemy aby ktokolwiek w śródmieściu dobrowolnie mieszkał, a nie tylko przez nie przejeżdżał, potrzebujemy równych, wygodnych i odpowiednio szerokich chodników oraz ciągłej sieci wydzielonych i bezpiecznych pasów rowerowych. Tylko zapewniając niezbędną infrastrukturę możemy wpłynąć na zmiany przyzwyczajeń mieszkańców, którzy zachęceni wygodą przemieszczania się w przyjaznym środowisku nie będą szukali izolacji we wnętrzu komfortowego auta. Tylko w ten sposób można zlikwidować korki oraz poprawić jakość życia w śródmieściu. Dotychczasowy zachowawczy stosunek do przebudów ulic jest równoznaczny z utrwalaniem wysoce niepożądanego stanu rzeczy i tak naprawdę sprzeczny z ideą rewitalizacji.

Reasumując w efekcie obecnego podejścia do remontów infrastruktury drogowej, zaliczanego w Łodzi kuriozalnie do działań rewitalizacyjnych, mieszkania w remontowanych za ogromne pieniądze kamienicach nie znajdą nabywców. Wystarczy porównać współcześnie budowane i przebudowywane ulice Berlina, Paryża, Amsterdamu czy Kopenhagi aby zrozumieć na czym polega różnica. Standardy jakości życia w mieście (zapisane w normie ISO 37120:2014) wyraźnie wskazują na wszystkie wymienione powyżej aspekty. Brak odpowiedniego środowiska dla mieszkania skutkuje dużo niższą pozycją Łodzi w rankingach firm szukających optymalnej lokalizacji dla swoich siedzib oraz uniemożliwia konkurowanie śródmieścia z innymi miastami czy z obszarami peryferyjnymi.

List opublikowany przez Gazeta Wyborcza Łódź http://lodz.wyborcza.pl/lodz/7,35136,21894645,urbanistka-z-pl-remonty-ulic-w-srodmiesciu-robione-sa-zle-list.html

Co ma rewitalizacja wspólnego z budową dróg?

Tytułowe pytanie nurtuje mnie przyznam od dłuższego czasu. Jako że gazety nie bardzo chcą o tym pisać, nie wiedzieć zresztą czemu, zacznę od postawienia tego pytania tutaj. Być może ktoś będzie na tyle światły aby udzielić mi przekonującej odpowiedzi.

Wiele się ostatnio mówi o rewitalizacji śródmieścia Łodzi, planuje się wydatkowanie na ten cel gigantycznych kwot pieniędzy, jednak te napuszone hasła i deklaracje nie przekładają się na rzeczywiście podejmowane działania, a wręcz pozostają w sprzeczności z niektórymi planami i zamierzeniami.  Oddziaływanie szeregu nieprzemyślanych i przeskalowanych inwestycji drogowych na działania rewitalizacyjne, będą, jak pokazuje praktyka szeregu miast zachodnioeuropejskich i amerykańskich, opłakane. W okresie, kiedy tego rodzaju trasy były modne i próbowano je budować z różnym skutkiem w śródmieściach takich miast jak Nowy Jork czy San Francisco, ich negatywne oddziaływanie zostało szczegółowo przebadane i opisane. Nie muszę tu przypominać, że badania tego rodzaju prowadzone były poczynając od lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia i przez ostatnie pół wieku udało się już wdrożyć szereg działań praktycznych, które nie tylko potwierdzają słuszność krytyki ale pozwalają radzić sobie z problemem korków w mieście w sposób nie kolidujący z potrzebami jego mieszkańców.ddziaływanie

Jednym z ideałów rewitalizacji jest uzyskanie przestrzeni miejskiej, która pozostaje przyjazna, przy której sympatycznie się mieszka, gdzie wszyscy chcą przebywać. Miejsca szczególnie pożądane to nie tylko wyjęte z kontekstu deptaki i place, ale również zwykłe miejskie ulice, które aby stać się atrakcyjnymi lokalizacjami dla mieszkania, a co za tym idzie dla inwestycji mieszkaniowych i drobnego handlu i usług, muszą spełniać kilka bardzo prostych warunków. Obok funkcji transportowych ulice winny pełnić również liczne funkcje społeczne, pozwalając mieszkańcom na nawiązywanie kontaktów, obserwację aktywności innych użytkowników, spędzanie czasu, rozrywkę czy rozmaite formy rekreacji. Dla zapewnienia tak zdefiniowanych celów przestrzeń ulic musi charakteryzować się odpowiednimi cechami fizycznymi, które pozwolą na komfortowe przebywanie tam użytkowników. I tu dochodzimy do meritum sprawy. Ideałem tak rozumianej ulicy jest taka, która zapewnia niezbędny dojazd czy też tranzyt ale nie zaburza możliwości rozwoju wymienionych wcześniej funkcji społecznych. Aby taką przestrzeń zapewnić, i to wszędzie, nie tylko w wybranych niewielkich i wyizolowanych fragmentach, konieczne jest rozwijanie rozwiązań odmiennych niż transport indywidualny. Jak pokazują liczne przykłady zagraniczne wyłącznie ograniczenie indywidualnego ruchu samochodów w centrach na rzecz transportu zbiorowego, transportu rowerowego i pieszego, pozwala na zachowanie mieszkalnej funkcji śródmieść. Bez zaś takiej funkcji nie da się mówić o rewitalizacji. Czym bowiem mają stać się remontowane kamienice, kto zajmować ma nowo wznoszone luksusowe niekiedy apartamenty, jeśli otoczenie nie pozwala na oddychanie świeżym powietrzem, a ilość kurzu i hałas uliczny uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Niezdrowe warunki życia są jedną z przyczyn ucieczki rodzin z dziećmi za miasto i później równie uciążliwej konieczności dojeżdżania do centrum. Jak sprawdzono, gdzie indziej i to wielokrotnie, biura i parkingi, nawet te wielopoziomowe, nie są same w sobie wystarczającym tworzywem dla budowania miasta. Środowisko jednorodne funkcjonalne, przykładowo wyłącznie biurowe, nie zapewnia użytkowania ulic przez większość część dnia. Podobnie zresztą jak dojazdy wyłącznie samochodami. Długo można by pisać o negatywnym wpływie budowania miasta w oparciu wyłącznie o transport indywidualny. Na potrzeby niniejszych rozważań pozwolę sobie krótko skwitować zamierzenia inwestycyjne poddawane obecnym ożywionym konsultacjom. Praktyka i doświadczenie pokazuje, że łączenie ognia z wodą jest niemożliwe. Nie da się zjeść ciastka i mieć ciastka jednocześnie. Jeśli chcemy w mądry sposób inwestować pieniądze, które możemy pozyskać z puli środków Unii Europejskiej przeznaczonych na transport zbiorowy – inwestujmy je w transport zbiorowy. Jest w tej dziedzinie masa rzeczy do zrobienia: remonty torów, zakupy taboru, organizacja kolejnych węzłów przesiadkowych, rozwijanie sieci połączeń, tworzenie pasów dla autobusów i budowa wydzielonych torowisk tramwajowych. Nie bez przyczyny Unia chce nam dać na to pieniądze, jako że są to cele które zbliżają nas do jakości życia w krajach wyżej rozwiniętych. Tak byśmy mogli w Łodzi czuć się Europejczykami.

Rewitalizacja = wymóg uspokojenia ruchu w centrum

Szanowni Państwo,
Z niepokojem czytam artykuły prasowe donoszące o tym jak to rozmaite urządzenia służące uspokajaniu ruchu szkodzą kierowcom, powodując u nich urazy kręgosłupa oraz niedogodności natury rozmaitej. Pisze się tam również że progi zwiększają wydzielanie szkodliwych substancji… (chciałabym zobaczyć skąd ta idea). Śmiem twierdzić że ci, którzy nie jeżdżą autem “wydzielają mniej substancji”, jeszcze pozostaje kwestia klasy samego pojazdu – a nasze przepisy co do wymagań wobec rejestracji i importu pojazdów są obecnie mniej restrykcyjne niż na Ukrainie. Chciałabym zauważyć jednocześnie, że urządzenia techniczne, w tym progi zwalniające jest to jedyna jak dotąd skuteczna metoda aby pohamować temperament nagminnie łamiących przepisy kierowców, którzy powodują zagrożenie życia i zdrowia pieszych użytkowników miejskiej przestrzeni. Prasa, która publikuje te mocno naciągane wypowiedzi jednocześnie podobno promuje zdrowy styl życia, sprzyja rowerzystom, ruchom miejskim, itd. Muszę powiedzieć że nie rozumiem braku logiki, wewnętrznej sprzeczności pomiędzy tymi dwoma postawami w działaniach tej samej było nie było grupy interesu. Wydaje mi się że jednak przedmiotem promocji jest coś całkiem innego – nie dobro przeciętnych mieszkańców miast.

Odnosząc to do naszego podwórka, gdzie podobno miasto Łódź przystąpiło właśnie w obszarze Śródmieścia, do działań rewitalizacyjnych na szeroką skalę. Z jednej strony wiele się mówi o rewitalizacji, chcemy ściągać do Śródmieścia ludzi, którzy mają tu zamieszkać, wraz z rodzinami i dziećmi. Mają chodzić ulicami, dzieci powinny móc same chodzić do szkoły, chcemy stworzyć dobre środowisko życia i mieszkania. Ilość wypadków z udziałem pieszych w centrum jest ogromna, brak zapewnienia podstawowych zasad bezpieczeństwa, zarówno pieszych jak i innych kierowców, woła o pomstę do nieba od lat. Przytoczę tylko dwa konkretne przykłady: sama, mieszkając lat temu kilka przy skrzyżowaniu ulicy Kamińskiego i ulicy Rewolucji obserwowałam z okna wypadki, które się tam zdarzały dosłownie co drugi dzień. Raz uszkodzony został mój prywatny samochód, zaparkowany w przepisowej odległości od skrzyżowania, ileś razy auta wjeżdżały w kamienicę. Ileś razy musiało interweniować pogotowie. To się skończyło po wprowadzeniu w tym miejscu progów zwalniających, nareszcie da się w miarę bezpiecznie przejść tam przez ulicę. Inne takie miejsce to rejon Przedszkola Nr 220 przy Jaracza, w pobliżu jest też Szkoła Podstawowa Nr 1. Sposób w jaki kierowcy nie respektowali znaków ograniczenia predkości był przerażający, z uwagi na uczące się w szkole i przedszkolu dzieci, które chodzą przecież ulicami obok, chodzą same, narażone na niebezpieczeństwo ze strony pędzących szaleńczo kierowców. I co mielibyśmy z tej namiastki bezpieczeństwa dla najmłodszych zrezygnować. Bo komuś znów chce się spieszyć? Jak wiele przykładów z Waszego doświadczenia sami potraficie przytoczyć?

Nie wspominam tutaj o zanieczyszczeniu powietrza, o parkowaniu wszędzie, o dosłownym rozjeżdżaniu Śródmieścia, gdzie jakość życia właśnie przez wszechobecne auta jest znacznie obniżona. Mało tego kierowcy protestują przeciwko ograniczeniu ruchu kołowego w niektóych ulicach na rzecz priorytetu dla tramwajów. Dlaczego, ano naraziłoby ich to na konieczność pokonania pieszo dystansu – jak sami pokazują – 300 m. Taki dystans jako zagrażający ich dobrostanowi figuruje na ulotkach dystrybuowanych przez Stowarzyszenie EL 0000… – jak twierdzą oddolny ruch zrzeszający zmotoryzowanych użytkowników dróg i reprezentujący ich interesy… Wydaje mi się to śmieszne… prawie jak z obrazka poniżej.

12744449_10209253175033258_1773609489175226997_n

Zdjęcie znalezione pod adresem: http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Kot
Napis mój. Mam nadzieję że nie uraziłam KOTA>

Na szali kładzie się, przy poklasku mediów, zdrowie i życie pieszych (a przeciez wszyscy bywamy pieszymi), w tym dzieci. I możliwość przejechania autem o 5 km/h szybciej, łamiąc przy tym zapisane na znakach przepisy. Takie myślenie nie ma nic wspólnego z założeniami rewitalizacji i przyznam że czuję się bardzo zawiedziona dualizmem … lub może objawami schizofrenii, bo nie wiem jak takie rozdwojenie jaźni inaczej nazwać.

 

 

Konsultacje łódzkiego systemu transportu

Jako że od czasu obrony pracy doktorskiej na temat możliwości zastosowania narzędzi internetowych w dziedzinie partycypacji społecznej w planowaniu przestrzennym lat temu blisko dziesięć, wielokrotnie angażowano mnie jako eksperta różnych projektów w tej właśnie dziedzinie, czuję się kompetentna do wyartykułowania krótkiej aczkolwiek nieco krytycznej oceny wymienionych w tytule konsultacji łódzkiego systemu transportu.

Zacznę może od zdefiniowania tego o czym rozmawiamy – otóż partycypacja społeczna winna być rozumiana jako zbiór metod i działań służących minimalizowaniu konfliktów, wypracowywaniu rozwiązań o wysokim stopniu akceptacji oraz budowaniu kapitału społecznego. W modelowym procesie partycypacyjnym rozróżniamy kilka faz, przy czym pierwsza z nich wprowadzająca, służąca analizowaniu potrzeb, w tym społecznych, wzajemnemu poznawaniu się i informowaniu, odgrywa szczególne znaczenie. W materiałach instruktażowych odnoszących się do organizacji warsztatów metodą charrette czas trwania tej fazy zdefiniowano na od 6 tygodni do 9 miesięcy. W dalszych fazach kluczową jest koncentracja na wypracowywaniu rozwiązań, przy czym spotkania o charakterze formalnym winny być aplikowane wymiennie z wydarzeniami mniej formalnymi, służącymi budowaniu wzajemnych relacji oraz niwelowaniu konfliktów.

Tyle teorii. W naszych konsultacjach mamy zaczerpnięte żywcem z procedury planowania formalnego debaty, o charakterze otwartych konsultacji, które służą zbieraniu postulatów – tak są przynajmniej anonsowane w ulotkach. Mamy równiez możliwość internetowego zgłaszania pomysłów, bez możliwości rozwiązania potencjalnej sprzeczności interesów w ramach tychże wniosków. Temu wszystkiemu towarzyszy forum internetowe.

Przechodząc do krótkiej oceny: fazy wstępnej nie zauważyłam – być może była, ale pomimo zainteresowania tematem nie dostrzegłam jej obecności. Po pierwszej turze konsultacji, w ramach których o ile mi wiadomo pojawiały się zazwyczaj te same osoby bądź frekwencja była ograniczona dodrukowano ulotki rozlepiając je na przystankach i w tramwajach – co należy uznać za niewątpliwy plus, nieco spóźniony. Rola organizatorów w organizacji debaty polega na dostarczeniu miejsca gdzie uczestnicy mogą się spotykać. Dzięki zaangażowaniu uczestników ich charakter bywa merytoryczny, pod wszakże warunkiem że ktokolwiek przyjdzie, z tego co mi wiadomo były takie debaty w których brały udział trzy osoby – co potwierdza brak przygotowania do współpracy w wyniku pominięcia w procesie fazy wstępnej. Całej imprezie towarzyszy forum internetowe – utworzono na tę okoliczność stosowne grupy i wydarzenia w serwisie FB, przy czym podobnie jak w przypadku debat analogowych zapewniono jedynie miejsce. Brak moderacji w obu przypadkach, a przede wszystkim brak prób uzyskania rezultatów – tak to jest rola prowadzących konsultacje – powoduje że rezultaty nie są wypracowywane. Przy czym zauważmy że mamy wzory dochodzenia do rezultatów, nawet forum RM może być tu pozytywnym przykładem, podejmuje przecież uchwały. Jest również do dyspozycji cała pula rozwiązań warsztatowych – nie wierzę żeby specjaliści odpowiedzialni za konsultacje nie wiedzieli o ich istnieniu. Proces partycypacji trzeba zaprojektować, powinna zaistnieć sensowna strategia, która pozwala mądrze i uwzględniając wszystkich doprowadzić do osiągnięcia zdefiniowanych na wstępie celów partycypacji. Wobec braku tejże strategii to z czym mamy w tym przypadku do czynienia przypomina bardziej igrzyska. Organizatorzy, zarówno w przestrzeni analogowej jak i w wirtualnej zapewnili arenę oraz zajęli miejsca na trybunach. Niczym w starożytnym Koloseum obserwują zmagania bohaterów, gladiatorów, przy czym cieszy ich nawet okazywanie emocji – taką wypowiedź przeczytałam ze strony Administratora internetowej grupy. Władze przyglądają się jak konflikt się rozwija gotowe na wyrażenie gestem dłoni aprobaty bądź jej braku. My wszyscy, publiczność z niecierpliwością oczekujemy rozwoju wydarzeń. Kto tym razem zostanie skazany a kto zwycięży, Chleba i Igrzysk – historycznie określone zapotrzebowania społeczne nie zmieniają się od wieków. Bardzo mi przykro ale w mojej ocenie, bazującej na skali porównawczej zdefiniowanej blisko pół wieku temu przez Sherry Arnstein ten proces partycypacji umieściłabym w kategorii manipulacji – jest to generowanie konfliktu, ograniczone do wypełnienia wymogu formalnego. Dla przypomnienia, manipulacja jest najniższym z dostępnych szczebli popularnego schematu drabiny partycypacji.

Reasumując – moim zdaniem to co się wyprawia ma szanse zostać podważone ze względów proceduralnych jako sprzeczne z dostępnym i coraz bardziej popularnym warsztatem planowania partycypacyjnego. Na pewno nie służy budowaniu kapitału społecznego ani tym bardziej poprawie działania systemu MPK.

 

Rewitalizacja po łódzku (ludzku)

Nieustanny temat śmichów i chichów, wymieniony w tytule, nadal pozostaje źródłem niczym niehamowanej radości, tyleż powściągliwej co rozpaczliwej trochę. Otóż właśnie Urząd Miasta Łodzi rozpoczął, a Gazeta Wyborcza dumnie doniosła o tychże działaniach, akcję mającą na celu doprowadzenie do normalności jeśli chodzi o regulowanie czynszów z mieszkań pozostających własnością miejską. Pozostawiając na boku sposób informowania przez rzeczoną lokalną prasę o tychże działaniach, zakres generalizacji oraz zgodność ze stanem faktycznym, zdrowym rozsądkiem, etc, same działania i sposób ich prowadzenia też budzą rozmaite wątpliwości. Zacznę może od punktu numer jeden, otóż jak czytamy na łamach GW “Wszyscy mieszkający na wytypowanym obszarze, czyli najprawdopodobniej w strefie wielkomiejskiej, będą musieli zostać objęci pomocą.” – dość interesujące twierdzenie, jako że stan własności kamienic w rzeczonym obszarze bywa różny, niektóre są prywatne, są tam wspólnoty mieszkanione, a także mieszkania spółdzielcze, i pisanie, że odnosi się to do wszystkich jest bzdurą. O czym wiemy, aczkolwiek skoro lokalna prasa tak pisze, to wraz ze znajomymi już prawie wystartowaliśmy z Klubem Menela.

A teraz troszkę poważniej: nie tak dawno, podczas Kongresu ISOCARP w Amsterdamie i Rotterdamie miałam okazję przeprowadzić szereg rozmów. Jedna z nich szczególnie utkwiła w mojej pamięci. Otóż właściciel firmy, o bardzo ładnej nazwie WeLovetheCity zajmującej się na co dzień przekształceniami terenów miejskich z udziałem mieszkańców, zapytany o stosowane metody, odpowiedział mi w sposób bardzo prosty i jednoznaczny – “No jak to? Ja po prostu wszystkich znam”. W mojej ocenie ta odpowiedź, którą nota bene znałam już wcześniej, sama się takim podejściem zachwycałam we wcześniej wygłoszonym referacie o łódzkim Księżym Młynie, oddaje istotę tego co winno być tutaj zrealizowane.

Teraz, wracając do naszego łódzkiego Śródmieścia, i tego co mi się znów w propozycjach Magistratu nie podoba. Otóż, zamiast wymyślać metody, które pozwolą poradzić sobie z eksmisją niepłacących czynszu mieszkańców. Przy czym, żeby była jasność, wcale nie uważam że niepłacenie czynszu jest dobre. Wręcz przeciwnie, ja płacę inni też płacić powinni. Zamiast wymyślać metody, należy udać się w teren i zacząc rozpoznawać indywidualne sytuacje. Nie wystarczy wysłać tam pracowników MOPS, którzy z racji nadmiaru petentów mają za dużo pracy i nie są w stanie wszystkiego należycie ogarnąć. Trzeba dostrzec jak się sprawy mają i podejść do każdego przypadku indywidualnie. Do dyspozycji są konkretne narzędzia, i nad tymi owszem należy popracować. Ale to nie zmienia faktu że z każdą z osób trzeba przeprowadzić rozmowę. Nie przy pomocy pism. Ludzie muszą mieć okazję dowiedzieć się o swoich prawach. Zatroszczyć się o siebie. Rozpoznać sytuację. Zamiast straszyć lepiej powiedzieć jakie są możliwości. Niekoniecznie od razu i niekoniecznie indywidualnie. Budowanie zaufania nie polega na stosowaniu administracyjnych formułek i metod. A zaufanie jest tu rzeczą kluczową. Trzeba stworzyc łatwo dostępną możliwość dowiedzenia się, regularnie czynny punkt informacyjny w pobliżu, trzeba zaprosić na spotkanie, niekiedy po prostu odwiedzić. Skoro Ksiądz może chodzić raz w roku po kolędzie, to dlaczego pracownik Urzędu nie może? Skoro administracja może odczytywać regularnie stany liczników, to dlaczego nie może zebrać informacji, kto gdzie mieszka i dopasować sposób działania do zainteresowanych osób?

Trzeba też sobie uświadomić, że bieda nie powinna być postrzegana jako coś pejoratywnego. W naszej kulturze nie ma rozróżnienia między ubóstwem i biedą, żadne nie jest zaletą ani nie jest też niczyją wadą. To w ogóle nie są cechy ludzi, tylko stany, przejściowe w charakterze. Zaletą jest na pewno wstrzemięźliwość. Wadą jest lenistwo, może być brak zaradności. Alkoholizm jest definiowany jako choroba. Gromadzenie dóbr nie jest postrzegane jako złe ale powinno służyć celom, przede wszystkim tym dobrym dla społeczności. Biorąc to wszystko pod uwagę – przykro mi to stwierdzić, szanowni urzędnicy, trzeba wybrać się w teren, a nie stygmatyzować ludzi – bo wymyślanie metod właściwych dla grup może być jednoznaczne z przyklejaniem nie zawsze prawdziwych etykietek. Nie o to tu chodzi, nie na tym polega pomoc.

Jeszcze pozostaje jedna sprawa, z przykrością dowiaduję się, że wciąż brakuje funduszy na Świetlice Środowiskowe i to pomimo gigantycznych pieniędzy obiecanych na rewitalizację. Nie ma pieniędzy ani dla placówek prowadzonych przez Kościół ani dla tych w które chcą się zaangażować lokalne NGO. Jeżeli pomoc dzieciom, kształtowanie właściwych postaw u najmłodszych, pomoc w wychodzeniu z ubóstwa i integracja z innymi grupami nie jest priorytetem rewitalizacji w Łodzi, to najmocniej przepraszam, co nim jest?

 

Let’s go for a run

Not so long ago I have started running, not so much at first just to check whether my everyday habit of biking around the city made me as fit as I had thought. Beginnings were difficult but with time a body gets used to the new physical activities and now I feel I need it to stay fit. I makes a person who normally conducts more sedentary lifestyle, like me, more conscious of her body and just quick-witted and easier to mobilise. Not mentioning wonderful people you meet when participating in multiplicity of events around the city. Even with time limits, I must stick to because of the work overload and family duties which hinder my engagement in more events and races, it still helps relax and just lowers stress to the acceptable levels. Being single and hard working mum this is kind of crucial, even more than having everything done with tip-top perfection.

While continuing this habit I have noticed how much does it improve my performance. It is now very easy to mobilise, I am rarely cold and not catching flew as easily as before. There are many people passionate about this sport, some of them involved much more than myself, and it is hard for me to not share their passion. What is finally the life about? Is it not just about doing what is right and being happy with it? Running is such an easy habit to increase satisfaction and it does not require any special arrangements. Instead of staying inside and worrying, watching TV, following politics, etc, and constantly making myself work as in my case, you go out and spend an hour moving your body and having pleasure out of it. What’s more the consequences are nothing but beneficial.

Some may think that physical health is not as important as intellectual development. In general there are many people who submerged in contemporary culture, with all its benefits and facilities, stopped exercising at all. They are carried or transported without engaging their muscles, they stay sitting, they watch, sometimes read and write, often work too much. Not even mentioning the image of a popular couch potato, for many exercising and doing some sports seem just a simple waste of time. This global culture, which has brought us technological innovations devoid of diversity and so much similar everywhere, has not envisaged negative consequences of some behaviours. There are so many depressions around, people are unhappy, they concentrate on their own value and on themselves so much. The contemporary tools, wonderful as they are, cannot satisfy all our needs. We must care about it for ourselves.

For me running is also another occasion to see sights. In my very short running adventure I have already visited parks in Amsterdam, I run with friends of mine in Vienna’s Ring Strasse and Old Town, which was just great, and I was running around Vatican Hill. I also looked around courtyards and pathways of South Boston. Apart of weekly running in Lodz, I practiced in Hel Peninsula, running at the beach early in the morning is just wonderful, and I run in Krakow’s Planty. Truly wonderful experience all of these runs were, confirms that taking your sport shoes with you when going somewhere makes you see more and in a pace you may easily adjust. Give it a try and you will see yourself.

image

Bieg pod Gwiazdami/Run under the Stars, 2.01.2016, wonderful running event in Piotrkowska Street in Lodz, source Gazeta.pl

O”REWITALIZACJI” Śródmieścia Łodzi

O rewitalizacji Śródmieścia…
Albo może powinnam to nazwać w trosce o mieszkańców “rewitalizowanej” dzielnicy. Uzupełnijcie sobie cudzysłowy proszę sami, nie mam cierpliwości, ile można walić głową w ścianę.
Taki nieduży zbiór cytatów, wystarczy sobie zestawić kilka informacji żeby uzyskać obraz dla którego interpretacji nie trzeba wiedzy ani dojrzałości powyżej poziomu 4 klasy szkoły podstawowej. W zasadzie każdy wniosek który się nasuwa nosi znamiona: banału, frazesu, komunału, oczywistości, uzupełnijcie sobie proszę listę synonimów słowa truizm sami.

Po pierwsze, jak donosi Dziennik Łódzki, na wczorajsze Mikołajki: “Mieszkańcy Łodzi oddychają pyłami niszczącymi płuca i powodującymi raka” – artykuł na podstawie szczegółowego raportu WIOŚ. Dane podane w tymże raporcie są bardzo alarmujące.

Po drugie władze miasta Łodzi planują budowę “Orientarium” na Zdrowiu, kosztem 3.5 ha gęsto zadrzewionego terenu (oraz 300 mln złotych). Dodam że 10m2 lasu (gęstego parku) wytwarza w sezonie ilość tlenu pokrywającą roczne zapotrzebowanie 10 osób. Zagadka: ile osób może odddychać dzięki trzem hektarom Parku na Zdrowiu, które są przeznaczone do wycinki. Dla mniej wtajemniczonych – Park na Zdrowiu, który został utworzony poprzez zachowanie niezniszczonego fragmentu lasu wcześniej porastającego te tereny, dzięki gęstemu zadrzewieniu i dużej powierzchni, a także z racji lokalizacji, stanowi wciąż rezerwuar tlenu dla obszarów centralnych miasta – Starego Polesia i dalej Śródmieścia, oraz dla sąsiadującej z nim bezpośrednio Retkinii. Jest też elementem systemu przyrodniczego miasta, o ile nadal o takowym da się w ogóle mówić, może należałoby powiedzieć że kilka lat temu jeszcze był tegoż systemu elementem.

0d78d64c52be74cab5076d16dd2fbfb1

Zdjęcie “orientarium z lotu ptaka – wyraźnie widać skalę obiektu oraz udział terenów utwardzonych, tak to jest ca 3,5 ha (wyliczenie przez T. Bużałek). Żródło obrazka – artykuł linkowany powyżej.

Po trzecie jedyne planowane działanie dla ograniczenia zanieczyszczenia to zakaz przejazdu przez miasto tirów (które nota bene właśnie wpuszczono do Śródmieścia) , który zostanie wprowadzony w życie … po wybudowaniu autostrady. Konsultowany jest ponadto program rozwoju transportu publicznego, jednakże nie towarzyszą temu żadne działania edukacyjne w zakresie przybliżenia tematyki zrównoważonego transportu, ani popularyzacji transportu pieszego i rowerowego.

Acha, jeszcze analizator do pomiarów benzenu w stacji przy Gdańskiej 16 wziął się popsuł (to chyba z nadmiaru szczęścia?)

Podobno planuje się rewitalizację Śródmieścia Łodzi.

W moim skromnym rozumieniu rewitalizacja tożsama jest z obecnością ludzi (ŻYWYCH LUDZI ?). Jeśli nie planuje się w obszarze Śródmieścia obecności ludzi w ogóle to nie ma sensu rozmawiać o rozwiązywaniu problemów społecznych, gentryfikacji i innych bardziej szczegółowych problemach, w tym zakresie polityka “rewitalizacyjna” miasta wydaje się nad wyraz spójna.

Całkiem nie pasuje jednak w tym obrazku plan powiększenia zoo, a w szczególności przeznaczona na ten cel kwota, nawet jeśli w budżecie na rok przyszły jest to ułamek na prace przygotowawcze inwestycji. Przyznam że zamiast oglądać wizualizacje zwierząt w akwariach w planowanym Orientarium wolałabym się dowiedzieć że planowane na ten cel docelowo 300 mln złotych władze miasta przeznaczą na podłączenie iluś kamienic w Sródmieściu do sieci centralnego ogrzewania/ modernizację pieców, etc, w celu redukcji obecnego zanieczyszczenia. Truizmem jest twierdzenie że istnieje coś takiego jak hierarchia potrzeb.

Abstrahując od rewitalizacji przy braku troski o środowisko w centralnej części miasta wszelkie podejmowane tam inwestycje można uznać za chybione. Przyznam, że jakoś nie umiem sobie wyobrazić tłumów inwestorów w kolejce do Nowego Centrum Łodzi, nieważne czy będziemy rozmawiać o biurach czy też o mieszkaniach, jeśli nie będzie tu czym oddychać. Bardzo mocno zanieczyszczone powietrze to jest bardzo zła reklama każdej inwestycji – co oczywiście też jest truizmem.