Rewitalizacja = wymóg uspokojenia ruchu w centrum

Szanowni Państwo,
Z niepokojem czytam artykuły prasowe donoszące o tym jak to rozmaite urządzenia służące uspokajaniu ruchu szkodzą kierowcom, powodując u nich urazy kręgosłupa oraz niedogodności natury rozmaitej. Pisze się tam również że progi zwiększają wydzielanie szkodliwych substancji… (chciałabym zobaczyć skąd ta idea). Śmiem twierdzić że ci, którzy nie jeżdżą autem “wydzielają mniej substancji”, jeszcze pozostaje kwestia klasy samego pojazdu – a nasze przepisy co do wymagań wobec rejestracji i importu pojazdów są obecnie mniej restrykcyjne niż na Ukrainie. Chciałabym zauważyć jednocześnie, że urządzenia techniczne, w tym progi zwalniające jest to jedyna jak dotąd skuteczna metoda aby pohamować temperament nagminnie łamiących przepisy kierowców, którzy powodują zagrożenie życia i zdrowia pieszych użytkowników miejskiej przestrzeni. Prasa, która publikuje te mocno naciągane wypowiedzi jednocześnie podobno promuje zdrowy styl życia, sprzyja rowerzystom, ruchom miejskim, itd. Muszę powiedzieć że nie rozumiem braku logiki, wewnętrznej sprzeczności pomiędzy tymi dwoma postawami w działaniach tej samej było nie było grupy interesu. Wydaje mi się że jednak przedmiotem promocji jest coś całkiem innego – nie dobro przeciętnych mieszkańców miast.

Odnosząc to do naszego podwórka, gdzie podobno miasto Łódź przystąpiło właśnie w obszarze Śródmieścia, do działań rewitalizacyjnych na szeroką skalę. Z jednej strony wiele się mówi o rewitalizacji, chcemy ściągać do Śródmieścia ludzi, którzy mają tu zamieszkać, wraz z rodzinami i dziećmi. Mają chodzić ulicami, dzieci powinny móc same chodzić do szkoły, chcemy stworzyć dobre środowisko życia i mieszkania. Ilość wypadków z udziałem pieszych w centrum jest ogromna, brak zapewnienia podstawowych zasad bezpieczeństwa, zarówno pieszych jak i innych kierowców, woła o pomstę do nieba od lat. Przytoczę tylko dwa konkretne przykłady: sama, mieszkając lat temu kilka przy skrzyżowaniu ulicy Kamińskiego i ulicy Rewolucji obserwowałam z okna wypadki, które się tam zdarzały dosłownie co drugi dzień. Raz uszkodzony został mój prywatny samochód, zaparkowany w przepisowej odległości od skrzyżowania, ileś razy auta wjeżdżały w kamienicę. Ileś razy musiało interweniować pogotowie. To się skończyło po wprowadzeniu w tym miejscu progów zwalniających, nareszcie da się w miarę bezpiecznie przejść tam przez ulicę. Inne takie miejsce to rejon Przedszkola Nr 220 przy Jaracza, w pobliżu jest też Szkoła Podstawowa Nr 1. Sposób w jaki kierowcy nie respektowali znaków ograniczenia predkości był przerażający, z uwagi na uczące się w szkole i przedszkolu dzieci, które chodzą przecież ulicami obok, chodzą same, narażone na niebezpieczeństwo ze strony pędzących szaleńczo kierowców. I co mielibyśmy z tej namiastki bezpieczeństwa dla najmłodszych zrezygnować. Bo komuś znów chce się spieszyć? Jak wiele przykładów z Waszego doświadczenia sami potraficie przytoczyć?

Nie wspominam tutaj o zanieczyszczeniu powietrza, o parkowaniu wszędzie, o dosłownym rozjeżdżaniu Śródmieścia, gdzie jakość życia właśnie przez wszechobecne auta jest znacznie obniżona. Mało tego kierowcy protestują przeciwko ograniczeniu ruchu kołowego w niektóych ulicach na rzecz priorytetu dla tramwajów. Dlaczego, ano naraziłoby ich to na konieczność pokonania pieszo dystansu – jak sami pokazują – 300 m. Taki dystans jako zagrażający ich dobrostanowi figuruje na ulotkach dystrybuowanych przez Stowarzyszenie EL 0000… – jak twierdzą oddolny ruch zrzeszający zmotoryzowanych użytkowników dróg i reprezentujący ich interesy… Wydaje mi się to śmieszne… prawie jak z obrazka poniżej.

12744449_10209253175033258_1773609489175226997_n

Zdjęcie znalezione pod adresem: http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Kot
Napis mój. Mam nadzieję że nie uraziłam KOTA>

Na szali kładzie się, przy poklasku mediów, zdrowie i życie pieszych (a przeciez wszyscy bywamy pieszymi), w tym dzieci. I możliwość przejechania autem o 5 km/h szybciej, łamiąc przy tym zapisane na znakach przepisy. Takie myślenie nie ma nic wspólnego z założeniami rewitalizacji i przyznam że czuję się bardzo zawiedziona dualizmem … lub może objawami schizofrenii, bo nie wiem jak takie rozdwojenie jaźni inaczej nazwać.

 

 

Rewitalizacja po łódzku (ludzku)

Nieustanny temat śmichów i chichów, wymieniony w tytule, nadal pozostaje źródłem niczym niehamowanej radości, tyleż powściągliwej co rozpaczliwej trochę. Otóż właśnie Urząd Miasta Łodzi rozpoczął, a Gazeta Wyborcza dumnie doniosła o tychże działaniach, akcję mającą na celu doprowadzenie do normalności jeśli chodzi o regulowanie czynszów z mieszkań pozostających własnością miejską. Pozostawiając na boku sposób informowania przez rzeczoną lokalną prasę o tychże działaniach, zakres generalizacji oraz zgodność ze stanem faktycznym, zdrowym rozsądkiem, etc, same działania i sposób ich prowadzenia też budzą rozmaite wątpliwości. Zacznę może od punktu numer jeden, otóż jak czytamy na łamach GW “Wszyscy mieszkający na wytypowanym obszarze, czyli najprawdopodobniej w strefie wielkomiejskiej, będą musieli zostać objęci pomocą.” – dość interesujące twierdzenie, jako że stan własności kamienic w rzeczonym obszarze bywa różny, niektóre są prywatne, są tam wspólnoty mieszkanione, a także mieszkania spółdzielcze, i pisanie, że odnosi się to do wszystkich jest bzdurą. O czym wiemy, aczkolwiek skoro lokalna prasa tak pisze, to wraz ze znajomymi już prawie wystartowaliśmy z Klubem Menela.

A teraz troszkę poważniej: nie tak dawno, podczas Kongresu ISOCARP w Amsterdamie i Rotterdamie miałam okazję przeprowadzić szereg rozmów. Jedna z nich szczególnie utkwiła w mojej pamięci. Otóż właściciel firmy, o bardzo ładnej nazwie WeLovetheCity zajmującej się na co dzień przekształceniami terenów miejskich z udziałem mieszkańców, zapytany o stosowane metody, odpowiedział mi w sposób bardzo prosty i jednoznaczny – “No jak to? Ja po prostu wszystkich znam”. W mojej ocenie ta odpowiedź, którą nota bene znałam już wcześniej, sama się takim podejściem zachwycałam we wcześniej wygłoszonym referacie o łódzkim Księżym Młynie, oddaje istotę tego co winno być tutaj zrealizowane.

Teraz, wracając do naszego łódzkiego Śródmieścia, i tego co mi się znów w propozycjach Magistratu nie podoba. Otóż, zamiast wymyślać metody, które pozwolą poradzić sobie z eksmisją niepłacących czynszu mieszkańców. Przy czym, żeby była jasność, wcale nie uważam że niepłacenie czynszu jest dobre. Wręcz przeciwnie, ja płacę inni też płacić powinni. Zamiast wymyślać metody, należy udać się w teren i zacząc rozpoznawać indywidualne sytuacje. Nie wystarczy wysłać tam pracowników MOPS, którzy z racji nadmiaru petentów mają za dużo pracy i nie są w stanie wszystkiego należycie ogarnąć. Trzeba dostrzec jak się sprawy mają i podejść do każdego przypadku indywidualnie. Do dyspozycji są konkretne narzędzia, i nad tymi owszem należy popracować. Ale to nie zmienia faktu że z każdą z osób trzeba przeprowadzić rozmowę. Nie przy pomocy pism. Ludzie muszą mieć okazję dowiedzieć się o swoich prawach. Zatroszczyć się o siebie. Rozpoznać sytuację. Zamiast straszyć lepiej powiedzieć jakie są możliwości. Niekoniecznie od razu i niekoniecznie indywidualnie. Budowanie zaufania nie polega na stosowaniu administracyjnych formułek i metod. A zaufanie jest tu rzeczą kluczową. Trzeba stworzyc łatwo dostępną możliwość dowiedzenia się, regularnie czynny punkt informacyjny w pobliżu, trzeba zaprosić na spotkanie, niekiedy po prostu odwiedzić. Skoro Ksiądz może chodzić raz w roku po kolędzie, to dlaczego pracownik Urzędu nie może? Skoro administracja może odczytywać regularnie stany liczników, to dlaczego nie może zebrać informacji, kto gdzie mieszka i dopasować sposób działania do zainteresowanych osób?

Trzeba też sobie uświadomić, że bieda nie powinna być postrzegana jako coś pejoratywnego. W naszej kulturze nie ma rozróżnienia między ubóstwem i biedą, żadne nie jest zaletą ani nie jest też niczyją wadą. To w ogóle nie są cechy ludzi, tylko stany, przejściowe w charakterze. Zaletą jest na pewno wstrzemięźliwość. Wadą jest lenistwo, może być brak zaradności. Alkoholizm jest definiowany jako choroba. Gromadzenie dóbr nie jest postrzegane jako złe ale powinno służyć celom, przede wszystkim tym dobrym dla społeczności. Biorąc to wszystko pod uwagę – przykro mi to stwierdzić, szanowni urzędnicy, trzeba wybrać się w teren, a nie stygmatyzować ludzi – bo wymyślanie metod właściwych dla grup może być jednoznaczne z przyklejaniem nie zawsze prawdziwych etykietek. Nie o to tu chodzi, nie na tym polega pomoc.

Jeszcze pozostaje jedna sprawa, z przykrością dowiaduję się, że wciąż brakuje funduszy na Świetlice Środowiskowe i to pomimo gigantycznych pieniędzy obiecanych na rewitalizację. Nie ma pieniędzy ani dla placówek prowadzonych przez Kościół ani dla tych w które chcą się zaangażować lokalne NGO. Jeżeli pomoc dzieciom, kształtowanie właściwych postaw u najmłodszych, pomoc w wychodzeniu z ubóstwa i integracja z innymi grupami nie jest priorytetem rewitalizacji w Łodzi, to najmocniej przepraszam, co nim jest?

 

O”REWITALIZACJI” Śródmieścia Łodzi

O rewitalizacji Śródmieścia…
Albo może powinnam to nazwać w trosce o mieszkańców “rewitalizowanej” dzielnicy. Uzupełnijcie sobie cudzysłowy proszę sami, nie mam cierpliwości, ile można walić głową w ścianę.
Taki nieduży zbiór cytatów, wystarczy sobie zestawić kilka informacji żeby uzyskać obraz dla którego interpretacji nie trzeba wiedzy ani dojrzałości powyżej poziomu 4 klasy szkoły podstawowej. W zasadzie każdy wniosek który się nasuwa nosi znamiona: banału, frazesu, komunału, oczywistości, uzupełnijcie sobie proszę listę synonimów słowa truizm sami.

Po pierwsze, jak donosi Dziennik Łódzki, na wczorajsze Mikołajki: “Mieszkańcy Łodzi oddychają pyłami niszczącymi płuca i powodującymi raka” – artykuł na podstawie szczegółowego raportu WIOŚ. Dane podane w tymże raporcie są bardzo alarmujące.

Po drugie władze miasta Łodzi planują budowę “Orientarium” na Zdrowiu, kosztem 3.5 ha gęsto zadrzewionego terenu (oraz 300 mln złotych). Dodam że 10m2 lasu (gęstego parku) wytwarza w sezonie ilość tlenu pokrywającą roczne zapotrzebowanie 10 osób. Zagadka: ile osób może odddychać dzięki trzem hektarom Parku na Zdrowiu, które są przeznaczone do wycinki. Dla mniej wtajemniczonych – Park na Zdrowiu, który został utworzony poprzez zachowanie niezniszczonego fragmentu lasu wcześniej porastającego te tereny, dzięki gęstemu zadrzewieniu i dużej powierzchni, a także z racji lokalizacji, stanowi wciąż rezerwuar tlenu dla obszarów centralnych miasta – Starego Polesia i dalej Śródmieścia, oraz dla sąsiadującej z nim bezpośrednio Retkinii. Jest też elementem systemu przyrodniczego miasta, o ile nadal o takowym da się w ogóle mówić, może należałoby powiedzieć że kilka lat temu jeszcze był tegoż systemu elementem.

0d78d64c52be74cab5076d16dd2fbfb1

Zdjęcie “orientarium z lotu ptaka – wyraźnie widać skalę obiektu oraz udział terenów utwardzonych, tak to jest ca 3,5 ha (wyliczenie przez T. Bużałek). Żródło obrazka – artykuł linkowany powyżej.

Po trzecie jedyne planowane działanie dla ograniczenia zanieczyszczenia to zakaz przejazdu przez miasto tirów (które nota bene właśnie wpuszczono do Śródmieścia) , który zostanie wprowadzony w życie … po wybudowaniu autostrady. Konsultowany jest ponadto program rozwoju transportu publicznego, jednakże nie towarzyszą temu żadne działania edukacyjne w zakresie przybliżenia tematyki zrównoważonego transportu, ani popularyzacji transportu pieszego i rowerowego.

Acha, jeszcze analizator do pomiarów benzenu w stacji przy Gdańskiej 16 wziął się popsuł (to chyba z nadmiaru szczęścia?)

Podobno planuje się rewitalizację Śródmieścia Łodzi.

W moim skromnym rozumieniu rewitalizacja tożsama jest z obecnością ludzi (ŻYWYCH LUDZI ?). Jeśli nie planuje się w obszarze Śródmieścia obecności ludzi w ogóle to nie ma sensu rozmawiać o rozwiązywaniu problemów społecznych, gentryfikacji i innych bardziej szczegółowych problemach, w tym zakresie polityka “rewitalizacyjna” miasta wydaje się nad wyraz spójna.

Całkiem nie pasuje jednak w tym obrazku plan powiększenia zoo, a w szczególności przeznaczona na ten cel kwota, nawet jeśli w budżecie na rok przyszły jest to ułamek na prace przygotowawcze inwestycji. Przyznam że zamiast oglądać wizualizacje zwierząt w akwariach w planowanym Orientarium wolałabym się dowiedzieć że planowane na ten cel docelowo 300 mln złotych władze miasta przeznaczą na podłączenie iluś kamienic w Sródmieściu do sieci centralnego ogrzewania/ modernizację pieców, etc, w celu redukcji obecnego zanieczyszczenia. Truizmem jest twierdzenie że istnieje coś takiego jak hierarchia potrzeb.

Abstrahując od rewitalizacji przy braku troski o środowisko w centralnej części miasta wszelkie podejmowane tam inwestycje można uznać za chybione. Przyznam, że jakoś nie umiem sobie wyobrazić tłumów inwestorów w kolejce do Nowego Centrum Łodzi, nieważne czy będziemy rozmawiać o biurach czy też o mieszkaniach, jeśli nie będzie tu czym oddychać. Bardzo mocno zanieczyszczone powietrze to jest bardzo zła reklama każdej inwestycji – co oczywiście też jest truizmem.

Obserwacje cykliczne łódzkie

Od kilku lat dojeżdżając do pracy rowerem w mieście Łodzi dostrzegam pozornie nieistotne zmiany. Pojawiają się one cyklicznie i każdorazowo budzą mój podziw i zadziwienie. Jeden z cykli powtarza się mniej więcej co roku i związany jest ze zmianami temperatury, rozpoczęciem roku szkolnego i akademickiego, wreszcie z nadejściem sezonu jesiennego a potem zimowego. Otóż co roku, pomimo że warunki atmosferyczne tego nie uzasadniają mieszkańcy i odwiedzający moje miasto przesiadają się do aut. Jako że poziom zamożności rodaków rośnie to rzeczonych aut jest corocznie coraz więcej. Powyższe przyczyny skutkują tym że poczynając od września korków jest coraz więcej, są coraz dłuższe i stojący w nich kierowcy stają się coraz bardziej agresywni.

Drugi cykl wynika z prowadzonych prac budowlanych, paradoksalnie rozpoczęcie większego remontu sieci ulicznej w mieście Łodzi skutkuje zazwyczaj zmniejszeniem zakorkowania ulic. Kierowcy wiedząc, że będą musieli spędzić ileś godzin siedząc za kółkiem bądź rezygnują z dojazdu albo też przesiadają się do tramwaju/autobusu.

Cykl trzeci wreszcie to ten tygodniowy. Po burzliwym tygodniu pracy w sobotę i w niedzielę w godzinach porannych na ulicach jest niemal pusto. Wieczorem i popołudniami ruch rośnie w okolicach centrów handlowych, ale nie są to znaczne wielkości. Właściwie sobota i niedziela to jedyne dni w tygodniu, kiedy spacerowanie po Śródmieściu staje się przyjemnym doświadczeniem, nie ma hałasu i zdecydowanie zmniejsza się ilość spalin.

Dla mnie osobiście, z racji formy codziennych dojazdów, niezależnej od dostępności pasa drogowego – rower zazwyczaj da się przeprowadzić niemal wszędzie – upór kierowców jest rzeczą całkowicie abstrakcyjną. Kompletnie nie umiem zrozumieć po co dobrowolnie decydować się na codzienne spędzanie długiego czasu w stojącym na ulicy aucie. Nie rozumiem dlaczego kierowcy nie dostrzegają faktu że to oni sami tworzą korki. Nie rozumiem czemu nie zauważają że ich auta wytwarzają spaliny. Nie umiem sobie wytłumaczyć skąd upór w blokowaniu torowisk tramwajów i zastawianiu pasów autobusów. To jest w mojej ocenie działanie bezmyślne i pozbawione sensu, na szkodę własną i współmieszkańców miasta.

SMOG

smog

We have recently experienced very heavy smog in all the major cities in Poland. In Kraków area, for example, the concentration of PM10 in Nowa Huta exceeded the norm 1200 times, but also the situation in the downtown was very dangerous. Similarly Wrocław, Warsaw and Silesia went through problematic time. Also in Lodz the norms were not kept, the dirt in air was noticeable with blind eye, not mentioning the measure results.

There have been several reasons for this. First of all as it is getting cold the heating season started. Still in many old tenements people use coal as the major fuel, it happens also that some pour families burn rubbish. Second, there are more and more cars in streets. All the former citizens who moved to the suburbs now come back bringing their children to schools and kindergartens, or they just come daily to work. During warmer months some of these people rode their bikes to commute, now as it is getting colder they have switched back to cars. The lack of planning and exaggerated supply of land for construction purposes without proper thinking on the possibilities to serve them with transportation services afterwards, creates huge need for individual solutions. There are no strict norms on cars’ environment friendly exhaust systems. We are probably the largest market in Europe for the used old cars. There are no norms on the fuel quality. Yet not so long ago some municipalities preferred buying coal heaters instead of gas ones because the only requirement they had to fulfil was prize. The current situation is the direct consequence of these deficiencies of legal regulations. Even if very recently the new antismog law has been approved there are still no detailed regulations how to make it work.

All major newspapers write alarming articles but still the discussion shows that there are quite many people who do not see any need for change. They are not affected personally, their families safe from pollution in the suburbs. They come to the town only for few hours a day, park their cars, head towards work and afterwards flee to their refuge. At the same time, we the citizens who want our cities to remain were they are, who do not want to spend larger portions of our days stuck in cars, who want our children to have friends nearby and who simply love living in downtowns or also those of us who cannot afford moving out for various reasons, we must breathe this dirty air, experience cough, stay sick, help our elderly families and care for children when sick, and constantly clean.

Possibly we need more low cost detectors, like in the case discussed by the scientists from the University of Cambridge (below)? Maybe we should engage yet more as activists to fight for clean air to balance the voice of those who are not able to understand that their daily routines affect others? What else may be done? Another solution is just to flee as well.

Trzeba wspierać lokalne inicjatywy i twórców

A takie cóś napisałam całkiem niedawno na prośbę Pana Redaktora GW, ale widać zmienił był zdanie. Tytułem wcześniejszej dyskusji w rzeczonej Gazecie o kreatywności i dezaktualizacji myśli Richarda Floridy…

Richard Florida i jego idee miasta kreatywnego, jako obszaru funkcjonowania jednostek twórczych, przekształciły się w swoisty sposób generowania kapitału we współczesnym świecie mediów i informacji oraz zaspokajania potrzeb wyprofilowanych grup konsumentów. Kreatywność czerpie z różnorodności, w tym różnorodności społecznej, bazuje na inicjatywach jednostek i jako taka wymaga wsparcia. Teksty Floridy, którego zdaniem klasa kreatywna preferuje słabe raczej niż silne więzi społeczne poddane zostały ostrej krytyce. W praktyce bowiem okazuje się że dla zwiększenia rzeczywistej produktywności i innowacyjności konieczna jest współpraca w ramach grup realizujących różne projekty i lokalne inicjatywy. Pojedyncze jednostki funkcjonują w ramach lokalnej oraz ponadlokalnej sieci instytucji społecznych i różnorodnych grup i asocjacji, które wspólnie napędzają kreowanie i ulepszanie trendów i idei. Sam zresztą Florida odnosząc się do sposobu funkcjonowania społeczności lokalnych mówi o konieczności wspierania lokalnych więzi oraz inicjatyw.

Przykładów działań, w których to władze miasta wspierają tego rodzaju pomysłowość można współcześnie znaleźć mnóstwo. Po okresie kryzysu w Europie zachodniej w ostatnim okresie okazało się że to właśnie na tego rodzaju inicjatywach udało się w wielu miejscach oprzeć funkcjonowanie lokalnej ekonomii, i dzięki temu zmniejszyć skutki inaczej znacznie bardziej dotkliwej zapaści. Doskonałym przykładem wspierania tego rodzaju inicjatyw przez władze miasta może być amsterdamskie centrum Pakhuis de Zwijger, którego główny obszar działań obejmuje promocję oraz pomoc w realizacji różnego rodzaju kreatywnych pomysłów.

Powinniśmy również dostrzec to co było oczywiste dla twórców Bauhausu, a mianowicie konieczność rozwijania lokalnego rzemiosła i wytwórczości dla uzyskania niezbędnych zasobów pozwalających stworzyć bazę dla rozwoju sztuk pięknych i przemysłów kreatywnych sensu stricto. Lokalne inicjatywy, o niewielkiej skali są zdecydowanie bardziej stabilne i w mniejszym zakresie narażone na niebezpieczeństwa związane z współczesnym neoliberalizmem, zagrożeniami globalizacji, etc. Lokalni inicjatory działań mniej chętnie opuszczają miejsca gdzie działalność podjęli. Jednocześnie wspierając takowe przedsięwzięcia szansa wpływania na praktyczne wdrożenia w zakresie jakości czy kierowania rozwoju przykładowo w stronę poszukiwania rozwiązań energo i materiałooszczędnych, czy też poszukiwanie pomysłów promujących ochronę środowiska jest zdecydowanie łatwiejsze.

Stąd trudno się zgodzić z krytyką polityki władz miasta, powinniśmy się cieszyć że zmierzamy podobnie zresztą jak inne europejskie ośrodki w stronę rozwoju tego co się współcześnie najlepiej sprzedaje – czyli twórczej myśli. W ten sposób unikniemy być może sytuacji, którą doskonale obrazuje idea popularnego dowcipu w którym Kowalski po ubraniu się w ciuchy z sieciówki, zjedzeniu wyprodukowanego gdzie indziej śniadania, obejrzeniu zagranicznego programu, przy dzwiękach nietutejszej muzyki otwiera lokalną gazetę w poszukiwaniu równie lokalnych ogłoszeń o pracy…

Armagedonu ciąg dalszy

Temat, którym chciałabym się dzisiaj zająć był już wielokrotnie przeze mnie poruszany. O tym że będziemy mieli wkrótce do czynienia z armagedonem komunikacyjnym informowałam nie raz. O tym że należy stawiać na rozwój transportu publicznego bo transport indywidualny nie ma możliwości zaspokojenia potrzeb mieszkańców w należyty sposób też już była tu mowa. W zasadzie obecny chaos można było przewidzieć dobrych kilka lat wstecz. I przewidywano, nie tylko moim było to udziałem.

Kłopot jednakże, że skutkiem rozwiązań promowanych w naszym mieście jest znaczne obniżenie standardu życia mieszkańców. Nie tylko wydłużony czas oczekiwania na przystankach wpływa negatywnie na poziom stresu, ale ponadto jesteśmy w coraz większym stopniu truci spalinami. Poziomy przekroczenia dopuszczalnych stężeń PM10 i inne wskaźniki już dawno winny skłonić władze lokalne do wprowadzenia szybkich zmian. Tymczasem nadal niewiele się w tym zakresie robi. Możemy sobie za to poczytać na pocieszenie wypowiedzi Pana Dyrektora Grzegorza Nity, który pełniąc niewdzięczne stanowisko Dyrektora Zarządu Dróg i Transportu nie ma szans się z postawionych zadań należycie wywiązać bez zmiany założeń i sposobu myślenia. W zamian coraz bardziej pełni rolę Głównego odpowiedzialnego za miejską politykę irytowania mieszkańców. Co już również było stwierdzone ileś lat temu. Po prostu nie tędy droga.