Laudato Si – 1 września

Pierwszy września jest dniem szczególnym. Zwłaszcza teraz kiedy za naszymi granicami toczy się wojna rocznica wybuchu II wojny światowej wywołuje zrozumiały niepokój. Ale jest też szczególny z innego całkiem powodu, stąd, pomimo że nawał zajęć i ten blog znów niestety bardziej przypomina nieregularnik niż blog, chciałabym o tym króciutko opowiedzieć. Otóż dzień dzisiejszy jest szczególny z racji Dnia Troski o Stworzenie. Tutaj z jednej strony na myśl przychodzi zachwyt nad pięknem przyrody, którą szczególnie podczas wakacji wszyscy podziwialiśmy. Nie ma chyba osoby, która nie zachwyciłaby się urodą wschodów Słońca nietkniętych ludzką ingerencją zakątków świata. Jeśli ktokolwiek nie wierzy to raz jeszcze wspomnienie z wakacji w moim ulubionym miejscu na kuli ziemskiej – każdy ma na pewno swoje własne miejsce, do którego wraca.

Z drugiej strony Światowy Dzień Modlitw o ochronę świata stworzonego ogłoszony przez Papieża Franciszka napawa nadzieją. Dzień ten otwiera specjalny okres w Kościele katolickim – Czas dla Stworzenia, który potrwa do 4 października. Papież Franciszek w Orędziu na ten dzień zachęca nas do zmiany naszych nawyków konsumpcyjnych, jednocześnie odnosząc się do ich konsekwencji dla środowiska.

Jest to tym bardziej ważne, że w przeszłości – i nie tylko w religii katolickiej – ale ogólniej w europejskiej kulturze – natura czy wartości przyroda były często utożsamiane jako coś nieogarnionego a zatem strasznego, jako zagrożenie. Przykładów tego podejścia można znaleźć mnóstwo, choćby piękny Psalm 91 w cudnym przekładzie Jana Kochanowskiego mówi że:

“Kto się w opiekę poda Panu swemu

A całym prawie sercem ufa Jemu,

Śmiele rzec może: “Mam obrońcę Boga,

Nie będzie u mnie straszna żadna trwoga.(…)

Będziesz po żmijach bezpiecznie gniewliwych

I po padalcach deptał niecierpliwych;

Na lwa srogiego bez obrazy wsiędziesz (…)”

wcześniej przedstawiając wizję łowczych kniei gdzie trzeba poszukać Boskiej Ochrony Pana. Katalog filmów grozy gdzie zagrożenie reprezentowane jest przez zwierzęta też jest przecież niemały – słynne Ptaki Alfreda Hitchocka – to tylko jeden z przykładów. Takie po trosze “zawłaszczenie” natury i środowiska przez “złe moce” pewnie jest po części źródłem rozmaitych stereotypów, które każą niektórym utożsamiać np. drzewa ze źródłem wszelkich nieszczęść – np. możliwością uszkodzenia auta podczas wiatru. Albo owady z możliwością niszczenia plonów – i przede wszystkim sięgać po środki, które w prosty sposób poszukują jak się przyrody pozbyć, zamiast nauczyć się z nią współżyć i ją akceptować oraz stwarzać jej warunki do przetrwania.

Zatem w tym szczególnym czasie warto byłoby sięgnąć po lekturę dokumentu Encykliki Papieskiej Laudato Si, który od 18 czerwca 2015 wskazuje nam Katolikom nieco inny niż wcześniej sposób podejścia do środowiska. Jednym z tematów, któremu poświęcony jest w tym dokumencie cały rozdział jest klimat. Papież Franciszek pisze:

Klimat jako dobro wspólne

  1. Klimat jest dobrem wspólnym, wszystkich i dla wszystkich. Na poziomie globalnym
    jest złożonym systemem, wpływającym w istotny sposób na ludzkie życie. Istnieje bardzo solidny konsensus naukowy wskazujący, że mamy do czynienia z niepokojącym ociepleniem systemu klimatycznego. Temu globalnemu ociepleniu w minionych dekadach towarzyszy stały wzrost
    poziomu morza, a trudno go nie powiązać ze wzrostem ekstremalnych zjawisk pogodowych,
    pomijając fakt, iż nie można przypisać każdemu poszczególnemu zjawisku jakiejś jednej określonej naukowo przyczyny. Ludzkość wezwana jest do uświadomienia sobie konieczności zmiany
    stylu życia, produkcji i konsumpcji, by powstrzymać globalne ocieplenie albo przynajmniej wyeliminować przyczyny wynikające z działalności człowieka. To prawda, że istnieją inne czynniki
    (na przykład wulkanizm, zmiany orbity i osi Ziemi, cykl słoneczny), ale liczne badania naukowe
    wskazują, że większość globalnego ocieplenia ostatnich kilkudziesięciu lat zawdzięczamy wysokiemu stężeniu gazów cieplarnianych (dwutlenek węgla, metan, tlenki azotu i inne), emitowanych
    głównie z powodu działalności człowieka. Ich koncentracja w atmosferze stanowi przeszkodę,
    aby ciepło promieni słonecznych odbitych od ziemi rozproszyło się w przestrzeni. Zwiększa
    to szczególnie wzorzec rozwoju opartego na intensywnym wykorzystaniu paliw kopalnych, stanowiący centrum światowego systemu energetycznego. Swój wpływ miała również narastająca
    praktyka zmiany sposobu użytkowania gruntów, głównie wylesianie dla celów rolniczych.
  2. Z kolei ocieplenie ma wpływ na cykl węglowy. Tworzy błędne koło, które dodatkowo pogarsza sytuację, wpływając na dostępność podstawowych zasobów, takich jak woda pitna, energia
    i produkcja rolna w strefach najcieplejszych, powodując zanik różnorodności biologicznej naszej
    planety. Topnienie lodów polarnych i lodowców na obszarach górskich grozi poważnym niebezpieczeństwem uwalniania się metanu, a rozkład zamrożonej materii organicznej może jeszcze
    bardziej wzmóc emisję dwutlenku węgla. Z kolei utrata lasów tropikalnych pogarsza sytuację, ponieważ przyczyniają się one do łagodzenia zmian klimatu. Zanieczyszczenie powodowane przez
    dwutlenek węgla zwiększa kwasowość oceanów i zagraża łańcuchowi pokarmowemu w środowisku morskim. Jeżeli aktualna tendencja utrzyma się, to obecny wiek może doświadczyć niesłychanych zmian klimatycznych i bezprecedensowego niszczenia ekosystemów, z poważnymi
    konsekwencjami dla nas wszystkich. Na przykład wzrost poziomu morza może stworzyć niezwykle poważne sytuacje, jeśli weźmiemy pod uwagę, że jedna czwarta ludności świata mieszka nad
    morzem lub blisko niego, a większość megamiast jest zlokalizowana w strefach przybrzeżnych.
  3. Zmiany klimatyczne są problemem globalnym, z poważnymi następstwami ekologicznymi, społecznymi, ekonomicznymi, politycznymi oraz dotyczącymi podziału dochodów, i stanowią
    jedno z największych wyzwań dla ludzkości. Najprawdopodobniej najpoważniejsze konsekwencje spadną w najbliższych dziesięcioleciach na kraje rozwijające się. Wielu ubogich mieszka na
    obszarach szczególnie dotkniętych zjawiskami związanymi z ociepleniem, a ich środki utrzymania zależą w dużym stopniu od zasobów naturalnych oraz tak zwanych usług ekosystemowych,
    takich jak rolnictwo, rybołówstwo i zasoby leśne.
    Nie dysponują innymi możliwościami utrzymania się ani innymi zasobami, pozwalającymi im
    na dostosowanie się do skutków zmian klimatu czy stawienie czoła sytuacjom katastrofalnym.
    Mają też niewielki dostęp do opieki socjalnej. Na przykład zmiany klimatyczne powodują migracje
    zwierząt i roślin, które nie zawsze mogą się zaadaptować, a to z kolei wpływa na zasoby osób
    najbiedniejszych, które są również zmuszone do migracji z wielką niepewnością co do przyszłości swego życia i życia ich dzieci. Tragiczne jest zwiększenie liczby migrantów uciekających
    od biedy spowodowanej degradacją środowiska, którzy w konwencjach międzynarodowych nie są
    uznawani za uchodźców. Noszą oni ciężar swego życia, pozostawieni samym sobie, bez jakichkolwiek norm dotyczących ochrony. Niestety istnieje powszechna obojętność wobec tych tragedii, jakie dzieją się w różnych częściach świata.
    Brak reakcji wobec tych dramatów naszych braci i sióstr jest oznaką utraty owego poczucia odpowiedzialności za naszych bliźnich, na której opiera się każde społeczeństwo obywatelskie.
  4. Wielu z tych, którzy mają więcej środków oraz władzy gospodarczej i politycznej, zdaje się
    koncentrować głównie na maskowaniu problemów lub ukrywaniu objawów, starając się jedynie o ograniczenie negatywnych skutków zmian klimatycznych. Wiele jednak symptomów wskazuje, że skutki te mogą być coraz gorsze, jeśli będziemy kontynuować aktualne modele produkcji
    i konsumpcji. Dlatego pilne i konieczne stało się prowadzenie takiej polityki, aby w nadchodzących latach emisja dwutlenku węgla i innych gazów zanieczyszczających została drastycznie zmniejszona, zastępując na przykład paliwa kopalne i rozwijając odnawialne źródła energii.
    W świecie istnieje niewielki poziom dostępu do czystej i odnawialnej energii. Trzeba jeszcze
    rozwijać odpowiednie technologie gromadzenia energii. Niemniej w niektórych krajach osiągnięto postęp, który zaczyna być znaczący, choć nie jest on jeszcze wystarczająco zaawansowany.
    Zostały również poczynione inwestycje na rzecz technologii produkcji i transportu, zwiększające
    ich energooszczędność, a także sposobów budowania czy restrukturyzacji budynków, które przyczyniają się do zmniejszenia zużycia energii oraz surowców. Ale tym dobrym praktykom daleko do powszechności.”

Cytuję ten Rozdział w całości – bo wiem, że nie wszyscy do tego tekstu sięgną kiedy będzie on wymagał wyboru dodatkowego linku źródłowego. A jest ważny. Relacja pomiędzy osobistymi i zbiorowymi decyzjami odnośnie wyboru takiego trybu życia, który skutkuje możliwością zmniejszenia emisji dwutlenku węgla a ich konsekwencjami staje się w tym kontekście zagadnieniem moralnym. Decyzje osób zgromadzonych w Kościele przestają być wyłącznie kwestią osobistych preferencji. Już nie możemy powiedzieć, że ok, jesteśmy Katolikami ale wpływ ludzi na zmiany klimatu to już nas nie interesuje. Szczególnie w kontekście tegorocznego Hasła Czasu dla Stworzenia, które odnosi się do zachowań konsumenckich – czyli np. wyboru środka transportu dla naszych codziennych przemieszczeń – może należałoby poświęcić tej sprawie choć chwilkę refleksji. Po to żeby nasze ulubione miejsca i krajobrazy miały szanse cieszyć nas i nasze dzieci przez kolejne dziesięciolecia albo stulecia. I tak – wiem, że ten post nie jest odkrywczy ani nie wnosi nic o czym zapewne większość z Was słyszała. Trochę jest ważny dla mnie bo jest pewnego rodzaju deklaracją intencji, manifestem (zresztą wygląda jak manifest, wielokrotnie krytykuję np. studentów za pisanie oczywistości bez podawania szczegółów – nikomu nie chce się tego czytać). No tak ale skoro taki oczywisty – czemu jednak tego nie zauważamy?

Rowerowanie i o początkach Juraty

Rowerowanie jest na Helu bardzo popularnym sportem – na Półwyspie opisano ogółem 36 tras o zróżnicowanym stopniu trudności od bardzo łatwych dla rodzin z małymi dziećmi po długie i wymagające odpowiedniej kondycji i przygotowania.

Z całą pewnością dzieje się tak za sprawą obecnej tutaj infrastruktury. Ścieżka rowerowa z Władysławowa na Hel będąca jednym z fragmentów EuroVelo R10, a konkretnie szlaku rowerowego Pierścienia Zatoki Puckiej. Szlakiem tym lub jego kontynuacją da się objechać właściwie większą część naszego polskiego wybrzeża.

Szlak rowerowy Pierścienia Zatoki Puckiej za https://wirtualneszlaki.pl/szlaki-rowerowe/pierscien-zatoki-puckiej
Rysunek za Pomorskie – Wytyczne Rowerowe – Projektowanie i utrzymywanie turystycznych tras rowerowych w województwie pomorskim , str.26.

Jest to element zaproponowanego na większą skalę systemu dróg rowerowych – patrz rysunek powyżej, którego rozbudowa akurat na Kaszubach rozwija się chyba najdynamiczniej w naszym kraju. Działa to na tyle dobrze, że wpływa na dostępność terenów zlokalizowanych wzdłuż rowerowej trasy.

Trasa rowerowa wzdłuż Zatoki, widok przy molo w Juracie.

Z jednej strony to dobrze bo aktywizuje lokalną turystykę, zwiększa korzystanie z lokalnej bazy atrakcji, poszerzając klientelę lokalnych punktów gastronomicznych, sklepów, barów, kafejek, kawiarni a jednocześnie pozwala na lepsze poznanie tutejszej historii, rozwijanie sieci usług kultury, muzeów o bogatej tematyce – od muzeum kolejnictwa na Helu, mieszczącego się w dawnym schronie Schleswig-Holstein, które obok Muzeum Rybołówstwa i latarni morskiej, portu rybackiego, samego cypla i towarzyszącej mu plaży staje się jednym z ciekawych atrakcji Helu – tu link do jednego z blogów, które te atrakcje opisują. Podobnie bogatą ofertę placówek muzealnych można znaleźć w Jastarni, poczynając od Chaty Rybackiej, Muzeum Rybackiego pod Strzechą (które jest inicjatywą prywatną i pozwala na poznanie lokalnej historii) czy latarni morskiej W pozostałych miejscowościach Półwyspu muzeów jest mniej ale historia tych miejsc jest równie ciekawa. Jej poznanie całkowicie zmienia optykę i postrzeganie lokalnego krajobrazu. Opublikowana ostatnio nakładem Wydawnictwa BiT seria książek Małgorzaty Abramowicz bardzo ciekawie opowiada związane z tymi miejscowościami historie ludzi i zdarzeń, które tu miały miejsce. Sama, niemal z wypiekami na twarzy, przeczytałam historię Juraty i teraz całkiem inaczej patrzę na znane mi dobrze miejsca, niewielkie domki z przeszklonymi werandami, ale bardzo dobrze wyposażone – szczególnie jeśli chodzi o węzeł sanitarny. Cytując za Małgorzata Abramowicz (str. 26) i reporterem “Świata”: “taka prawdziwie komfortowa miejska łazienka, ze stałym dopływem gorącej wody, z prysznicem i innymi finezjami (…)”.

Książka Małgorzaty Abramowicz Jurata Kurort z niczego

Jurata – miejscowość założona od zera – Spółka Akcyjna Jurata zaczęła sprzedawać akcje uzdrowiska w roku 1930, a w 1931 roku otwarto pierwsze letniska – w lasach pomiędzy Jastarnią, Borem i Helem miała z założenia służyć przyciąganiu elit, które dotychczas wywoziły spory kapitał z kraju spędzając wakacje w zagranicznych kurortach. Jej rozwój, motywowany między innymi patriotycznymi hasłami, miał spowodować odciągnięcie publiczności od niemieckiego Gdańska i niemieckich kurortów, gdzie w czasach międzywojnia panoszyła się już nazistowska propaganda. 

Zachód słońca nad Zatoką Pucką z promendady wzdłuż Zatoki

Założenie przestrzenne Juraty z racji naturalnych uwarunkowań musiało mieć układ równoleżnikowy, rozciągając się pomiędzy dwoma liniami brzegowymi plaż Zatoki Puckiej i otwartego morza. Początkowe plany zakładały znacznie bardziej złożony układ z wijącymi się krajobrazowo uliczkami od tego, który faktycznie zaistniał.

Molo w Juracie, widok ze szlaku rowerowego

W zrealizowanym projekcie, który do dzisiaj służy organizacji przestrzeni kurortu, główny deptak pieszy zakończony jest z jednak strony spektakularnym molem – zdjęcie powyżej, z drugiej zejściem na plażę, przy którym znajdowała się pierwotnie café Casino otwarta w 1935 roku – obecnie ta lokalizacja została wykorzystana przez hotel Bryza. Bezpośrednio przy skrzyżowaniu wzniesiono gmach hotelu Lido, którego nazwę odnajdujemy niemal we wszystkich opowieściach i wspomnieniach z przedwojennej Juraty. Szkoda trochę, że współcześnie hotel nie wykorzystuje tych tradycji miejsca, poszukując odtworzenia dawnej świetności – choćby przez stroje, promocję czytelnictwa, kluby zainteresowań czy odczyty. Byłoby to cennym elementem wnoszącym element intelektualnego ożywienia do wakacyjnego życia kurortu.

Stopniowo wyznaczane pod zabudowę leśne parcele sukcesywnie zabudowywano letniskowymi willami, wznoszonymi bądź na wynajem bądź, co było również bardzo częste, na potrzeby własne właścicieli. Wzdłuż lokalnych uliczek, tam gdzie nie było lasu, wytyczono szpalery drzew, które nadal je zacieniają.

Fragment uliczki ze szpalerem drzew, fragment szlaku rowerowego

Niektóre z willi zasłynęły dzięki mieszkających w nich i tworzących artystom – w tej grupie wyróżnia się szczególnie “Kossakówka” Wojciecha Kossaka – malarz dobudował do willi w roku 1938 obszerną, przeszkloną pracownię oraz werandę. Obecnie mieści się tam kawiarnia pod tą samą nazwą, która obok Heluni (w willi Helunia zlokalizowanej nieopodal lokalnego kościoła parafialnego), oraz najbardziej chyba obecnie znanej Cafe Elite (poza sezonem zamkniętej) należy do kategorii najliczniej chyba odwiedzanych lokalnych atrakcji.

Kościół parafialny pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy

Nota bene wymieniony powyżej Kościół parafialny pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy rzeczywiście zasługuje na swoją nazwę. Jego Proboszcz – zaiste święty człowiek i przekonany o konieczności ewangelizacyjnej misji – pozwala aby w okresie letnim drzwi świątyni były cały dzień otwarte – kto tylko potrzebuje religijnej refleksji może  z tej możliwości skorzystać. Zwolennicy religijnych imprez również znajdą na Półwyspie szereg atrakcji: odpustów parafialnych festiwali, i innych wydarzeń – szczególnie dotyczy to samej Juraty i Kuźnicy; ta ostatnia była niegdyś znana z pobożności i przywiązania do tradycji lokalnych rybaków. 

W swojej książce Małgorzata Abramowicz barwnie opisuje różne zdarzenia oraz aktywności, które rozgrywały się w Juracie w międzywojniu. Nota bene, podobnie wciągające są opowieści o Jastarni i Kuźnicy. Dostać je można w kilku lokalnych punktach z prasą, a także, co ciekawe, w lokalnej drogerii – która istnieje tu dla mnie od zawsze, ponoć właściciele mieszkają w Juracie już od około 40 lat, sprowadzeni początkowo zachwytem.

Równie ciekawa opowieść dotyczy Kuźnicy – niegdysiejszego portu rybackiego, który do tej pory zachował ten pierwotny charakter. Oryginalny układ ulic w tej miejscowości został nieznacznie jedynie zmieniony przy okazji zaspokajania wymogów dojazdu autem do poszczególnych parcel. Skądinąd akurat ten szczegół znalazłam w bardzo interesującym menu restauracji Morski Zając gdzie oprócz zestawienia dostępnych potraw i napojów można też znaleźć artykuły dotyczące lokalnych ciekawostek.

Jurata I Kuźnica chyba w najmniejszym stopniu uległy przekształceniom przy okazji ostatniego boomu budowlanego, o którym pisałam wcześniej. Tym samym wracając do wątku, który ten wpis otwiera. Ruch budowlany każdorazowo jest pochodną budowy drogi lub dojazdu koleją. Tak było również w przypadku Półwyspu Helskiego, gdzie ruch turystyczny stał się możliwy po oddaniu do użytku linii kolejowej w 1923 roku oraz asfaltowej szosy na Hel łączącej poszczególne miejscowości 12 lat później (w lipcu 1935 większość trasy była gotowa).

Realizacja połączeń rowerowych stała się natomiast przyczynkiem dla zwiększenia dostępności do różnych aktywności w ramach miejscowości na nie nanizanych. Niektóre z nich – takie jak muzea czy niektóre kawiarnie wspomnieliśmy powyżej. Ta sama rowerowa ścieżka otworzyła lub niekiedy jedynie wzmocniła również realizację różnych aktywności w ramach terenów naturalnych pomiędzy obszarami już zurbanizowanymi. Przy czym ten ostatni proces niekoniecznie można odbierać jako pozytywny. Poszukiwaczom nieuczęszczanych nadbałtyckich plaż może być coraz trudniej takowe znaleźć. Niestety z uwagi na obecność ścieżki rowerowej bardzo wielu rowerzystów przedziera się wraz ze swoimi pojazdami przez wydmy szukając dostępu do takiej dotychczas naturalnej plaży. Robią to nie zważając niekiedy i łamiąc cały szereg zakazów dotyczących ochrony przyrody . Przemieszczając się gromadnie, rodzinnie, z całym dobytkiem i ekwipunkiem, dziećmi, psami, parawanami, i innym sprzętem turystycznym pozostawiają sporo śladów, a niekiedy też niestety śmieci. Niektórzy – co szczęśliwie rzadkie – nie mogą rozstać się z przenośnymi głośnikami przez które usiłują “uszczęśliwić” nielicznych innych spacerowiczów oraz lokalne zwierzęta swoją ulubioną muzyką. Tym bardziej jest to szkodliwe, że zajmujący znaczną część byłego poligonu teren obecnego rezerwatu przyrody “Helskie Wydmy” (rozporządzenie Nr 91/06 Wojewody Pomorskiego z dnia 5 grudnia 2006 r. w sprawie uznania za rezerwat przyrody „Helskie Wydmy”, Dziennik Urzędowy Województwa Pomorskiego Nr 128 poz. 2665) powinien być pozostawiony w swojej naturalnej postaci jako siedlisko rzadkich i zagrożonych gatunków roślin i grzybów chronionych dla podtrzymania bioróżnorodności i ochrony gatunkowej. Reguły ustanawiające rezerwat kategorycznie zakazują chodzenia po wydmach, zwłaszcza ze sprzętem wymaganym od każdego szanującego się plażowicza… Jest tam wyznaczona ścieżka edukacyjna o długości pół kilometra (mapa rezerwatów na terenie Półwyspu).

Owszem większość turystów zachowuje reguły gry i respektuje granice terenu chronionego oraz nie pozostawia po sobie śmieci, ale niestety nie wszyscy. Sama spacerując plażą zbieram za każdym razem całkiem pokaźny woreczek butelek, folii, sreberek od kanapek, puszek i innych dowodów dokumentujących obecność ludzi, a często też dobrą zabawę. I to nie wszystko – patrz zdjęcie poniżej. Do katalogu aktywności regularnych (nie wiem czy już można mówić o generowaniu przekształceń o charakterze antropogenicznym) należy też rozdeptywanie, płoszenie zwierzyny, niekiedy też rozpalanie ognisk przy nielegalnie rozbijanych namiotach, często też tuż obok połaci przesuszonego upałem lasu sosnowego i igliwia. Las szczęśliwie ratują regularne tutaj opady ale znajdowanie niedopałków na leśnych dróżkach jest niestety normą.

Szkoda trochę – bo dostępność tych pięknych miejsc jest czymś cudownym. Nie chciałabym aby zachowanie użytkowników wpłynęło na jej ograniczenie do wybranych jedynie miejsc. Wycieczka rowerem wzdłuż Zatoki Puckiej pozostaje wspaniałą formą spędzania wolnego czasu i rekreacji, niezależnie od tego czy wybieramy się na krótszą czy też dłuższą wycieczkę, czy jeździmy sportowo czy też rodzinnie, leniwie i powoli. Można też taką eskapadę – wtedy już wymagającą nieco staranniejszego planowania i kondycji – domknąć w pętlę i powrócić promem z Helu do Gdańska lub Gdyni. Albo też zatrzymać się w jednej z nadmorskich miejscowości na dłużej. Możliwości jest bardzo wiele – zatem Miłych Wakacji Wam życzę!

Zdjęcie wprowadzające przedstawia fragment plaży nad Bałtykiem.

Sezon ogórkowy czyli o osiedlu Las w Borze

Sezon mamy ogórkowy – co zresztą skutkuje tym że wreszcie znajduję czas na pisanie. Zresztą z mojego ulubionego miejsca na Ziemi, czyli z lasu sosnowego na granicy Juraty i Helu. Trudno o piękniejsze miejsce – poczynając od tego, że już wysiadając z pociągu, który nas tu przywiózł z Łodzi poczułam, że mam czym oddychać. Latem, niezależnie od pogody jest tu co robić – można plażować, można pływać – do wyboru albo w falach Bałtyku albo w Zatoce, tropiąc niekiedy meduzy, można spacerować, jeździć na wycieczki rowerowe, pływać na windsurfingu, uprawiać kitesurfing. Można też pływać czymś większym, jeśli ktoś umie i jest wystarczająco zdeterminowany, żeby się taką aktywnością parać. Osobiście, lubię czytać i pisać, mieć wreszcie czas dla Najbliższych i na to żeby wreszcie spokojnie rozważyć o co mi właściwie chodzi. Taka prywatna medytacja. Ale mniejsza z tymi prywatnymi wynurzeniami. Zwiedzamy też trochę okolicę i stąd kilka obserwacji i przemyśleń, które z tych spacerów i wycieczek wynikają.

Szacunki (2017) dotyczące potencjalnych skutków podnoszenia się poziomu morza
i powodzi przybrzeżnych w Polsce za D. Paprotny, P. Terefenko New estimates of potential impacts of sea level rise and coastal floods in Poland, Nat Hazards (2017) 85:1249–1277
DOI 10.1007/s11069-016-2619-z

Pierwsza to taka, że chciałby się żeby to miejsce przetrwało. Patrząc na wszelkie mapy czy prognozy podnoszenia się poziomu wód morskich na skutek zmiany klimatu – konkretne dane – te piękne niegdyś miejsca są zagrożone zalaniem. Co za tym idzie – wszelkie inwestowanie tutaj ma bardzo ograniczoną perspektywę czasową. Warto poczytać np. w GW. Tymczasem, podczas gdy w Juracie zabudowano już chyba każdy skrawek dostępnego terenu – Hel czy Jastarnia wydają się przeżywać rodzaj boomu inwestycyjnego. Nie zwiedziłyśmy wszystkiego ale obrazki, które witają spacerowicza przy wejściu do Jastarni wyglądają niczym z satyrycznej opowieści, czy też horroru dla urbanistów czy ekologów (nie wiem czy byłby to również horror dla deweloperów ale to już może inna bajka).

Cmentarzowa Góra w Jastarni, zdjęcie Cetusek, za Wikimedia. Napis głosi: Wzgórze Cmentarne, pozostałość po nieużywanym od ok. 1870 roku cmentarzu w Borze (Jastarnia Gdańska)

W części Półwyspu Helskiego w granicach Jastarni, w miejscu które jak wynika z historycznego przekazu i lokalnych miejsc pamięci był niegdyś lasem – co czytelne w nazwie “Bór” – mamy mamy takie właśnie nowo-budowane osiedle dla zapewne turystów. Aby rzeczy nadać dodatkowej wymowy i wyrazu owe obiekty próbują nazywać siebie Lasem i Wydmą – zwróćcie proszę uwagę na napisy na billboardach reklamowych na zdjęciu poniżej. Owszem tuż za tymi obiektami nadal mamy fragment lasu, pewnie też wydma się znajdzie – ale to co widzimy jako odwiedzający zupełnie nie pozwala nam na taki odbiór tej przestrzeni – publiczny las został całkowicie zawłaszczony dla odbioru przez odwiedzających to miejsce, o szkodach dla ekosystemu nie będę już pisać. W Helu też podobne sytuacje mają miejsce, choć może na nieco mniejszą skalę. Ten sam proces dotyczy zapewne większości rodzimych kurortów. I bynajmniej to osiedle które mi tutaj posłużyło do zilustrowania wywodu wcale nie jest przykładem najbardziej negatywnym – zlokalizowane jest przy ulicy, która już wcześniej nie zasługiwała na miano atrakcyjnej przestrzeni spacerowej – z uwagi na szerokość, brak szpalerów drzew i ekspozycję na intensywne słońce latem. Wszyscy wiemy że jest cała masa przykładów zabudowy o bardziej kontrowersyjnej charakterystyce – zlokalizowanych na wydmach, bez kanalizacji sanitarnej, w miejscach gdzie ich absolutnie być nigdy nie powinno. Gdzie tuż obok mamy znaki zakazu wejścia dla pieszych turystów i ich zwierząt aby nie naruszać ekosystemów czy obszarów prawnie chronionych. I nie jest to bynajmniej wyłącznie rodzima przypadłość.

Nasuwa się refleksja odnośnie tego gdzie są granice zabudowywania, wycinania i tak naprawdę niszczenia lokalnej przyrody i krajobrazu, po przekroczeniu których nikt nie będzie chciał już tutaj przyjechać?

Ciekawe też jak się te wszystkie nowo-wznoszone obiekty adaptują do wyższego poziomu lustra wody? Może w przyszłości umiejętność pływania na urządzeniach typu SUP, kajak, łódka czy rower wodny stanie się nieodzownym elementem życia tutaj, a nie jedynie jak to się dzieje obecnie będzie częścią wodnych atrakcji?

Z drugiej jednak strony, powstrzymując wpojony mi wraz z edukacją wstręt do braku piękna – czy też mówiąc wprost – brzydoty – tego na wskroś zurbanizowanego krajobrazu oraz starając się panować nad myślami o niszczeniu usług ekosystemu – jednak te nowe obiekty pozwalają na rozwój rodzimej turystyki, może przyjmą kolejne osoby, które być może i miejmy nadzieję, zamiast wybierać loty samolotem do odległych lokalizacji, zechcą zatrzymać się tutaj. Co wpłynie na ograniczenie śladu węglowego. Może i oby. O ile oczywiście nie będzie na tu już zbyt miejsko, zbyt chaotycznie… 

Czytam ostatnio znów w wolnych chwilach książkę Joanny Kusiak Chaos Warszawa Porządki przestrzenne polskiego kapitalizmu. Jak na wstępie cytuje Autorka za Henri’m Lefebvre’m kapitalizm postuluje “abstrakcyjną przestrzeń”, którą daje się opisać w sposób ilościowy. Celem takiego podejścia jest zawłaszczenie zysków poprzez przejęcie nadwyżki kapitału wynikającej z właściwych mu cech, które – pomimo celowo wyidealizowanych postulatów – pozostają poza kategorią abstrakcji. Deweloperzy i agenci nieruchomości zwykli utrzymywać, że u podstaw rynku nieruchomości znaleźć można trzy elementy. Po trzykroć jest to kryterium lokalizacji. Podczas gdy stwierdzenia Autorki odnoszą się do przestrzeni miasta stołecznego Warszawy w odniesieniu do wybrzeża również są całkowicie adekwatne i trafione. 

Książka Joanny Kusiak odnosi się do kategorii chaosu jako wyznacznika transformacji przestrzeni Warszawy. W przypadku terenów przyrodniczo-cennych ten sam polski kapitalizm czy też post-socjalizm –  choć ten drugi termin jest we współczesnych studiach miejskich przedmiotem krytyki – przyczynił się i wpływa na postępującą degradację walorów przyrodniczych i krajobrazowych, niszczenie i kolonizację i to zazwyczaj przez zabudowę o cechach amorficznych, pozbawioną czytelnej organizacji i powiązań przestrzennych z wcześniejszym kontekstem miejsca. Mechanizmy są identyczne z tymi opisanymi dla stolicy, a stawka o którą toczyła się i nadal toczy gra podobna. Im bardziej pożądana i ekskluzywna lokalizacja tym proces wyraźniejszy. Ten współczesny duch dziejów, jak za Heglem i Kirilem Stanilovem, nazywa chaos Joanna Kusiak wykorzystuje każdą, najmniejszą nawet słabość , szczelinę systemu planowania i systemu politycznego aby gdzie to tylko możliwe niszczyć przyrodę i krajobraz i wprowadzać nowy, podporządkowany masowej turystyce i globalnej konsumpcji porządek przestrzenny. Prawdziwy Las powoli staje się dobrem elitarnym , dostępnym dla wybranych, dla tych odrobinę mniej zamożnych musi wystarczyć lokalizacja oraz nazwa – konotacja miejsca – uzupełnione przez całą chmarę hałaśliwych usług i atrakcji niezbędnych tłumowi dla zaspokojenia ich wakacyjnych potrzeb. Duch chaosu tymczasem, który objawia się najwyraźniej w przestrzeni, jest przecież bezpośrednim objawem, zewnętrzna manifestacją innych dziedzin życia. Nie bez kozery Aldo Rossi pisał o tym, że architektura jest wytworem kultury. Z pewnością można to stwierdzenie uogólnić na ogół materialnych wytworów współczesnej globalnej kultury, wśród których zagospodarowanie przestrzeni jest elementem najbardziej widocznym. Coś może powinniśmy z tym w końcu zrobić? 

World Urban Forum 11

Katowice, które gościły 4 lata temu konferencję klimatyczną Organizacji Narodów Zjednoczonych COP 24 tym razem przyjęły setki delegatów z całego świata biorących udział w Światowym Forum Miejskim (World Urban Forum lub WUF 11), które trwało od niedzieli 26.06 do piątku 1.07.2022. WUF11 odbyło się w trudnym momencie powolnego wychodzenia z kryzysu pandemii, rosnących wyzwań klimatycznych i sytuacji konfliktu wobec rosyjskiej agresji na Ukrainie i trwającej tam niszczącej wojny, która oprócz zagrożenia życia i zdrowia ludzi i dorobku ich życia i tamtejszej kultury i cywilizacji, niesie również za sobą zagrożenie ekologiczne i nasila widmo globalnego głodu. Wszystkie te tematy znalazły swoje odzwierciedlenie w programie kongresu oraz w wypowiedziach cytowanych powszechnie przez media polityków, a także w jego końcowej deklaracji.

Maimunah Mohd Sharif, podsekretarz generalna ONZ oraz dyrektor wykonawcza Programu Narodów Zjednoczonych do spraw Osiedli Ludzkich UN-HABITAT podczas ceremonii otwarcia WUF11, zdjęcie Portal Samorządowy

Maimunah Mohd Sharif, podsekretarz generalna ONZ oraz dyrektor wykonawcza Programu Narodów Zjednoczonych do spraw Osiedli Ludzkich UN-HABITAT podkreśliła wagę tych zagrożeń w przemówieniu otwierającym kongres. Program kongresu został dopasowany tak aby uwzględnić obecne problemy – tym bardziej, że nasz kraj był pierwszym z rejonu Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie to ważne międzynarodowe wydarzenie miało miejsce, a z racji bliskości zbrojnego konfliktu stał się też miejscem schronienia dla ponad trzech milionów ukraińskich uchodźców, przede wszystkich kobiet i dzieci, z miejsc dotkniętych wojną.

Podobnie jak podczas poprzednich kongresów można było podziwiać i zachwycać się barwnymi narodowymi strojami delegatów z egzotycznych krajów Globalnego Południa, których misją była dbałość o interesy lokalnych grup. W ustach afrykańskich liderek hasła walki o poprawę warunków bytowych i możliwości samodecydowania kobiet i dzieci brzmią niezwykle przekonująco. Kongres zgromadził ogółem około 800 członków delegacji rządowych z całego świata. W tym roku na kongres zarejestrowała się rekordowa liczba 22 tysięcy osób, a w wydarzeniu wzięło udział ponad 10 tysięcy osób bezpośrednio i ponad 6 tysięcy osób zdalnie – ogółem około 16 389 osób reprezentujących 155 krajów (za Wiceminister funduszy i polityki regionalnej Małgorzata Jarosińska-Jedynak, cytowaną przez Portal Samorządowy).

Podczas ceremonii otwarcia, która zgromadziła ogółem 5615 osób, Sekretarz Generalny Organizacji Narodów Zjednoczonych Antonio Cuterres mówił o centralnej roli miast dla każdego z wyzwań przed którym jako Narody świata stoimy i ich kluczowym znaczeniu dla budowania bardziej inkluzywnej, zrównoważonej i odpornej przyszłości. Stwierdził ponadto, że “Miasta znalazły się na przedpolu frontu walki z pandemią COVID-19”. W jego opinii, dla poszukiwania sposobów uzdrowienia globalnego kryzysu promocja bardziej inkluzywnych usług i infrastruktury miejskiej, uwzględniających potrzeby wszystkich użytkowników niezależnie od płci czy statusu społecznego będzie elementem kluczowym i niezbędnym aby otworzyć przed wszystkimi ludźmi (dotyczy to szczególnie ludzi młodych, kobiet i dziewcząt) dostęp do lepszej przyszłości. Centralny temat Forum został zdefiniowany jako “Przekształcanie naszych miast dla lepszej przyszłości miejskiej”, jednak obecna sytuacja wyraźnie wpłynęła na obecność licznych wydarzeń, które wykraczały poza tradycyjnie w ramach Forum obecną tematykę planowania miast i osiedli.

Przyglądając się wyzwaniom sformułowanym przez twórców programu WUF – jako odpowiedzi na główne i najbardziej aktualne wyzwania współczesności – uderzyła mnie jedna rzecz. Podczas gdy tak sformułowane główne wątki WUF 11 są wręcz zaskakująco zbieżne z hasłami ekologii integralnej głoszonymi przez Papieża Franciszka w Jego Encyklice Laudato Si, to ostatnie podejście w ramach Forum jednak nie wybrzmiało. Nie znalazło też odzwierciedlenia w wypowiedziach hierarchów kościelnych. Może szkoda, zważywszy że Kongres odbył się w Kraju o katolickich tradycjach. Być może relacja wielkich Religii Świata, a co za tym idzie ich wyznawców do haseł globalnej polityki jest kolejnym tematem, który należałoby podjąć i przedyskutować, niekoniecznie w ramach samego wydarzenia – o innym przecież i zdecydowanie świeckim charakterze. Choćby po to aby nie pozostawiać tutaj pola do interpretacji dla tych, którzy zasady moralne poszczególnych religii stosują lub próbują stosować w swoim życiu i odwołują się do nich w ramach prowadzonych działań. Dobry przykład dał Papież Franciszek łącząc ogół tematów współczesnego dyskursu w jedną wspólną całość i dając członkom katolickiej wspólnoty jednoznaczne wytyczne odnośnie reguł postępowania. Czas najwyższy by je w większym niż dotychczas stopniu wdrażać w naszym życiu codziennym. Przecież prezentowane przez jednostki i społeczności poglądy wprost przekładają się na regulacje prawne i inne uwarunkowania kontekstu naszego codziennego funkcjonowania. Tyle trochę tytułem dygresji i refleksji, która mi się przy lekturze tematyki Forum nasunęła.

Jednym z kluczowych elementów kolejnych Kongresów jest rola i wartość edukacji i popularyzacji podejmowanych przez kolejne fora zagadnień. Uczestnicząc w WUF 9 w Kuala Lumpur 4 lata temu odniosłam wrażenie, że mam w istocie do czynienia z gigantycznymi targami i festiwalem instytucji promujących swoją wiedzę i doświadczenie w rozwiązywaniu problemów współczesnych miast. Poczynając od indywidualnych konsultantów i doradców, przez ich różne mniej lub bardziej globalne asocjacje i stowarzyszenia, po instytucje rządowe i uniwersytety występujące jako członkowie większych sieci lub niezależnie, uczestnicy forum pokazują jakiego rodzaju usługi mogą świadczyć, jakim know-how dysponują. Rządy państw, władze miast i politycy reprezentujący jednostki administracji różnego szczebla, a także przedstawiciele globalnych instutucji mają je na wyciągnięcie ręki i mogą z nich doskonale skorzystać. Podobnie było i tym razem w Katowicach. Jednocześnie jednak, co może napełniać optymizmem i dobrze wróżyć naszym rodzimym rozwiązaniom tym razem bardzo wyraźnie widoczna była obecność młodych ludzi, w tym szczególnie lokalnej młodzieży. Poczynając od bardzo licznej grupy wolontariuszy, z których większość stanowiły osoby młode, po prelegentów poszczególnych wydarzeń, młodsi Koledzy, a często dopiero studenci, byli wszędzie obecni i bardzo widoczni.

Zdjęcie z uczestnikami sesji współorganizowanej przez IAiU PŁ, zdjęcie S. Krzysztofik

Tak było w przypadku wydarzeń w których miałam okazję uczestniczyć – bardzo ciekawym Wydarzeniu natworkingowym organizowanym przez ISOCARP (International Society of City and Regional Planners), gdzie jeden z paneli prowadzony był oraz zgromadził przedstawicieli Young Planners – co zresztą akurat w przypadku tego stowarzyszenia jest formą działania kontynuowaną od wielu lat. Podobnie było w przypadku wydarzenia, które współorganizowałam wraz z Kolegami z rodzimego Instytutu Architektury i Urbanistyki Politechniki Łódzkiej oraz z Towarzystwa Urbanistów Polskich O. Śląski oraz z Kolegami z którymi wcześniej organizowaliśmy międzynarodowe warsztaty poświęcone rewaloryzacji dziedzictwa historycznego zgodnie z potrzebami adaptacji do zmiany klimatu i innych wyzwań współczesności. Wydarzenie oraz warsztaty zatytułowane Urban Form, Ethics, Aesthetic, and Heritage Exploration of New Urbanities for a Resilient Future organizowane zostały jako wspólna inicjatywa Queensland University of Technology, Brisbaine, Australia, Universidad de los Andes, Bogota, Colombia, UNTAG, Surabaya, Indonesia and Saint Joseph’s University, Philadelphia, PA USA, oraz Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej – kurs Architecture for the Society of Knowledge, wspomniany już IAiU PŁ – a także holenderską firmę We Love the City. Odbyły się już dwie edycje tychże studenckich warsztatów, każdorazowo z wykorzystaniem metody charyette. Pierwsza edycja dotyczyła lokalizacji w Surabaya, Indonesia, zaś druga wschodniej części obszaru łódzkiego Nowego Centrum. Opis wydarzenia – dla osób zainteresowanych można znaleźć pod adresem. W wydarzeniu wśród prelegentów oraz w ramach panelu dyskusyjnego na zakończenie wzięli udział przedstawiciele uczestniczących w samych warsztatach studenci Politechniki Łódzkiej i Warszawskiej.

Prezentacja studencka, zdjęcie T. Krystkowski

Kolejnym elementem, który wyraźnie odróżniał to forum od wcześniejszego, w którym brałam udział był nacisk kładziony na angażowanie uczestników wydarzeń w dyskusję. Stanowiło to wymóg zdefiniowany w warunkach wstępnych i było bardzo różnie realizowane przez organizatorów poszczególnych imprez.

Sesja warsztatowa na temat standardów projektowania Organizowana przez Ministerstwo Rozwoju i Technologii i Politechnikę Łódzką – zdjęcie Sylwia Krzysztofik

Poczynając od możliwości oceny elementów prezentacji z wykorzystaniem aplikacji kongresowej (co przykładowo bardzo kreatywnie wykorzystali organizatorzy wydarzenia treningowego ISOCARP-u) przez organizację warsztatów służących zbieraniu opinii na temat standardów projektowania – jak to zostało zrobione w wydarzeniu natworkingowym organizowanym przez Ministerstwo Rozwoju i Technologii i moich Kolegów z IAiU PŁ pod kierunkiem dr Anny Tomczak i Anny Sokołowskiej, po przezabawną symulację dyskusji publicznej nad rozwiązaniami projektowymi dotyczącymi przestrzeni publicznej w Warszawie z wykorzystaniem metody RPG przez City Space Architecture. W tym ostatnim wydarzeniu – znów o charakterze treningowym – kierowanym przez założycielkę i liderkę tej organizacji Luisę Bravo towarzyszyło też głosowanie poprzez wybór miejsca w sali przez uczestników spotkania. Wszystkie te formy czyniły odbiór treści znacznie ciekawszym i, co równie ważne, pokazywały uczestnikom metody do stosowania w ramach prowadzonych przez nich samych działań. 

Ilość wydarzeń, aktywności w ramach forum była tak olbrzymia, że nie sposób było ani tego wszystkiego zobaczyć, czy odwiedzić, ani też nie jest możliwym opisanie w jednym pojedynczym wpisie. Moja własna selekcja dyktowana była wcześniejszymi doświadczeniami, tudzież zainteresowaniami oraz konkretną przynależnością organizacyjną – zatem z pewnością nie była obiektywna. Obok wydarzeń współorganizowanych i zgłaszanych przez uczestników odbyło się szeregi rozmów przy okrągłym stole, spotkań – mniej lub bardziej otwartych dla publiczności. W części z nich organizatorem było UN Habitat. Przysłuchiwałam się z zainteresowaniem obradom jednego z takich spotkań, moderowanej przez Christine O’Claire sesji okrągłego stołu zatytułowanej The Cities We Need Now! UN Habitat: World Urban Campaign z udziałem między innymi Didier Vancutsem’a z University of Brussels i Erica Huybrechts’a – reprezentującego l’Institut PaRIS REGION – oraz liderki Commonwealth Association of Planners Eleanor Mohammed.

The Cities We Need Now! UN Habitat: World Urban Campaign, zdjęcie M. Hanzl

Dla mnie samej najlepszym potwierdzeniem, że gra była warta świeczki oraz że zaangażowanie w tego rodzaju działania ma sens były podziękowania jakie usłyszałam od moich studentów – zarówno tych z Politechniki Łódzkiej i Politechniki Warszawskiej, że to że ich udział w Kongresie rekomendowałam i w tym wszystkim to chyba najważniejsze. 

Zrób coś

Tyle się mówi o potrzebie uniezależnienia się od importu paliw kopalnych. Ostatnio temat stał się bardzo palący w kontekście wojny za naszą wschodnią granicą. Tak bardzo wszyscy boimy się o nasze bezpieczeństwo, angażujemy w pomoc uchodźcom, poświęcamy nasz czas, zasoby, staramy się, robimy co możemy. Jest to godne podziwu. I nie wolno nam tych starań trywializować.

Ale jednocześnie, jadąc codziennie rano do pracy wciąż widzę te sznury stojących w korkach aut. W niemal każdym pojeździe siedzi pojedynczy kierowca, czasem zdarzają się dzieci, niekiedy rodzina. Oczywiście w wielu przypadkach korzystanie z indywidualnego transportu jest wymuszone koniecznością przewozu towarów, dystansem, itd. I nie próbuję tutaj nawet tego negować. Jednocześnie jednak jestem przekonana, że jakiś – wcale niemały – odsetek tych podróży mógłby być realizowany inaczej. Bardzo wiele osób pokonuje odległości poniżej 5-, maksymalnie 7 km i swobodnie mogłyby swój zużywający importowaną z Rosji benzynę pojazd czasowo chociaż zastąpić rowerem. Taki konsumencki protest – mała cegiełka do dużego budynku służącego obronie nas wszystkich.

Import paliw kopalnych, batalia o surowce i terytoria – to zawsze były przyczyny wojen. Dzięki w ten sposób pozyskiwanym środkom armia rosyjska ma przecież środki na zakup broni. Czy na opłacenie najemnych żołnierzy z Syrii, którzy ostatnio zostali zaproszeni aby bić się na Ukrainie. Wszyscy o tym wiemy. I co? Wszyscy też wiemy że rosnące ceny benzyny przekładają się na wzrost cen absolutnie na wszystko. I napędzają szalejącą już przecież inflację. Dojeżdżając pojedynczo rano do pracy na niewielkie dystanse dokładamy się do tej spirali wzrostu. Oszczędność i wstrzemięźliwość są tutaj jedynym lekarstwem. Jak chcemy coś zastopować to przecież zazwyczaj zużywamy mniej. To może zrób wreszcie coś.

Jedna z grafik zachęcająca aby podjąć działania

Czemu służy partycypacja w tworzeniu opracowań planistycznych?

Na stronie Ministerstwa Rozwoju i Technologii pojawiła się informacja o prekonsultacjach projektu zmian Ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Zmian jest niemało i są istotne. Wszyscy się chyba zastanawiamy co tym razem z obecnej, już którejś z kolei próby ulepszenia tychże przepisów wyniknie. Dla mniej wtajemniczonych – obecna Ustawa z 2003 roku przechodziła już liczne modyfikacje. Wielokrotnie też kolejne ekipy próbowały ją wyrzucić do kosza i zastąpić nowymi przepisami – ale jak dotąd nic z tego nie wyszło. Obecne przepisy zostały skrytykowane z każdej możliwej perspektywy jako jedno ze źródeł coraz bardziej pogarszającego się stanu rodzimej przestrzeni, przez wielu określanego niezwykle pojemnym terminem chaosu. Bardzo zresztą możliwe że określanego słusznie, nawet jeśli termin jest wyjątkowo nieprecyzyjny. Stąd kolejne podejście próbuje znów poprawić obecny stan prawny.

Tak jak podkreśliłam na wstępie – temat jest obszerny, a zmiany istotne. W zasadzie jest to niemal nowa Ustawa. Na pewno wielu Kolegów się do nich będzie w różnych aspektach odnosić. Ja w niniejszym wpisie chciałabym pochylić się nad jednym tylko elementem, wywołanym przez Koleżankę specjalizującą się w prawie planistycznym, a odnoszącym się do zagadnienia udziału społecznego w procedurze opracowywania miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Mówi o tym Rozdział 1a Ustawy.

Oprócz dość dziwnie sformułowanego ustalenia informującego o tym, że “Prawo uczestniczenia w partycypacji społecznej przysługuje (…)” (dziwnego bo partycypacja i uczestnictwo to są synonimy) znajdujemy tam również iście kuriozalny zapis zawarty w punkcie 8g, a mianowicie:
“Art. 8g. 1. O sposobach, miejscach i terminach prowadzenia konsultacji społecznych wójt, burmistrz albo prezydent miasta ogłasza nie później niż w dniu rozpoczęcia konsultacji społecznych (…)”.
Przyznam, że po przeczytaniu tego punktu trochę poczułam się wywołana do tablicy. Komentarze większości Kolegów były dość sarkastyczne – szczęśliwie dobrze, że nie będziemy informować interesariuszy o możliwości wzięcia udziału w konsultacjach po ich zakończeniu.

Dalej (w art. 8h) znajdujemy również dostępne formy partycypacji:

“Art. 8h. 1. Formami konsultacji społecznych są:
1)     zbieranie uwag;
2)     spotkania otwarte, panele eksperckie lub warsztaty, poprzedzone prezentacją projektu aktu planistycznego;
3)     spotkania plenerowe lub spacery studyjne, zorganizowane na obszarze objętym aktem planistycznym;
4)     ankiety lub geoankiety;
5)     wywiady lub punkty konsultacyjne
2. Konsultacje społeczne prowadzi się z wykorzystaniem co najmniej formy, o której mowa w ust. 1 pkt 1, jednej z form, o których mowa w ust. 1 pkt 2 oraz jednej z form, o których mowa w ust. 1 pkt 3-5.
3. Dopuszcza się poszerzenie zakresu konsultacji społecznych, w tym o inne formy niż określone w ust. 1.”

Teoretycznie możliwym jest zbudowanie racjonalnie zaprojektowanego scenariusza udziału społecznego z wykorzystaniem tych elementów. Tyle tylko, że tak sformułowany katalog zawierający zarówno elementy formalne jak i mniej formalne – bez rozróżnienia – oraz zawarty w kolejnych punktach wymóg sporządzania szczegółowych protokołów z wszystkich działań, bez rozróżnienia form, może być rozumiany (na pewno będzie przez prawników) jako wymóg protokołowania elementów nieformalnych – np. spaceru badawczego. Nie jestem przekonana o tym czy potrzebnie – lepiej byłoby chyba dostępne formy jednak uporządkować i rozróżnić wymagania co do ich stosowania w praktyce.

Dlasza lektura tego rozdziału sugeruje niestety, że obecne zapisy nie wskazują aby formułujący przepisy rozumieli czemu ma owa partycypacja w tworzeniu dokumentów planistycznych służyć.

Zacznijmy może od początku, czyli od definicji. Bardzo wielu teoretyków i praktyków zajmujących się tym zagadnieniem definiuje partycypację społeczną w planowaniu przestrzennym jako zbiór metod, których podstawowym celem jest zapobieganie konfliktom, umożliwiających realizację zmian w zagospodarowaniu przestrzennym w sposób zgodny z oczekiwaniami społecznymi i taki aby umożliwić późniejszą identyfikację mieszkańców z miejscem zamieszkania. Bardzo ważnym celem partycypacji społecznej obok budowania konsensusu jest wspomaganie tworzenia kapitału społecznego, czyli sieci relacji pomiędzy ludźmi tworzonej wokół konkretnego miejsca.

W projekcie znajdujemy definicję ograniczoną do zaledwie udziału w procesie tworzenia opracowań planistycznych bez określenia celu tegoż udziału, porównaj: “Art. 8e. 1. Kształtowanie i prowadzenie polityki przestrzennej odbywa się w sposób zapewniający aktywny udział społeczeństwa w działaniach podejmowanych przez gminę w tym zakresie, w szczególności poprzez składanie wniosków oraz uczestnictwo w konsultacjach społecznych, zwany dalej „partycypacją społeczną”.”

W punkcie 4 tego samego artykułu znajdujemy doprecyzowanie: “4. Partycypacja społeczna polega w szczególności na:
1)     poznaniu potrzeb, zebraniu stanowisk i pomysłów interesariuszy dotyczących polityki przestrzennej oraz wspólnym wypracowywaniu rozwiązań;
2)     prowadzeniu skierowanych do interesariuszy działań edukacyjnych i informacyjnych o istocie, celach, zasadach planowania i zagospodarowania przestrzennego, wynikających z ustawy;
3)     inicjowaniu, umożliwianiu i wspieraniu działań służących rozwijaniu dialogu między interesariuszami w ramach kształtowania i prowadzenia polityki przestrzennej;
4)     zapewnieniu udziału interesariuszy w przygotowaniu aktów planistycznych, w tym możliwości wypowiedzenia się;
5)     wspieraniu inicjatyw zmierzających do zwiększania udziału interesariuszy w kształtowaniu i prowadzeniu polityki przestrzennej.”

Dobrze, że podjęto próbę doprecyzowania co należy rozumieć przez partycypację społeczną – tego ewidentnie dotychczas brakowała. W konsekwencji gminy lub władze miast nie decydowały się na realizację aktywności wykraczających poza wymagany katalog w ogóle. Tutaj taka próba się znalazła. Tyle że nadal nie ma wyjaśnienia po co obywatele mieliby w tworzeniu rzeczonych dokumentów uczestniczyć. TTen brak celu przekłada się niestety na możliwości realizacji wspomnianego działania według zdefiniowanych w konsultowanym projekcie reguł.

Trzeba jasno wyjaśnić, że proces uczestnictwa społecznego w działaniach planistycznych podlega dwóm logikom. Z jednej strony jest to proces projektowy, podobny do każdego innego procesu projektowego – a więc taki w którym przechodzimy od rozpoznania rzeczywistości, a więc analiz do sformułowania założeń – co jeszcze powinno być poprzedzone lub równoległe z ustaleniem wartości istotnych dla wszystkich stron. Etap analiz jest też doskonałą okazją do budowania relacji oraz jakże istotnej dla merytorycznego planowania edukacji. Kolejne kroki to opracowania projektu i dopiero konsultowanie tegoż. Sformułowanie założeń to coś znacznie większego niż jedynie zbieranie wniosków – wnioski mogą się bowiem z założenia różnić bo interesariusze mają przecież różne oczekiwania. Ten etap procesu został np. wprowadzony do prawodastwa francuskiego w roku 2000 jako obowiązkowy. Stało się tak w wyniku licznych protestów oraz dyskusji przy okazji dwóch istotnych procesów, a mianowicie budowy elektrowni atomowych oraz prowadzenia dróg szybkiego ruchu i autostrady (słynna Autoroute du soleil) na połudnu Francji. Potem można angażować społeczność lokalną we wspólne opracowanie strategii wdrażania projektu. Czy nawet w samą realizację ustaleń planu – co się zdarza, mieszkańcy niekiedy są gotowi partycypować w utrzymaniu osiedlowej zieleni, czy lokalnie inwestować. Nie zapominajmy poza tym o tym, że interesariusze to przecież również deweloperzy.

Z drugiej strony mamy tutaj do czynienia z procesem politycznym. W którym różne strony wywierają naciski na władze lokalne. Aby zapewnić udział wszystkich interesariuszy w procesie koniecznym jest zrównanie ich praw. Tak aby mieszkańcy – osoby prywatne – miały tyle samo do powiedzenia co deweloperzy dysponujący kapitałem. Jednocześnie tak aby władza lokalna nie reprezentowała interesów tych ostatnich. Bo wtedy wkraczamy w zakres rozmaitych form tzw. “partycypacji ” które już w 1969 roku opisała Sherry Arnstein w bardzo znanym artykule Drabina partycypacji społecznej – poniżej. “Partycypacji” – zwróćcie proszę uwagę na cudzysłów – ponieważ termin bywa często wykorzystywany dla określenia praktyk, które z rzeczywistym zaproszeniem mieszkańców do współdecydowania o przestrzeni mają niewiele wspólnego.

Drabina partycypacji społecznej Sherry Arnstein Rysunek za [Healey 1997], s. 26; rysunek oryginalny: Arstein Sherry 1969, The ladder of citizen participation, Journal of Institute of American Planners, Vo.35(4), s.216-240; rys. s. 216 , tłumaczenie autor. 
Tokenism – [eng.] termin odnoszący się praktyki politycznej ograniczonego udziału grup mniejszościowych odbywającego się, celowo lub nie, często w sposób tworzący fałszywe wrażenie praktyk inkluzywnych.

Negatywne praktyki o których mowa to te, które znajdujemy na dolnych szczeblach drabiny. Są tutaj manipulacja – informowanie w dniu rozpoczęcia konsultacji jest tego klasycznym niemal przykładem. Terapia – tutaj cytowana powyżej “możliwość wypowiedzenia się” jest symptomatyczna. Nie wiemy co z tymi wypowiedziami ma się następnie zdarzyć. Dalej mamy różne formy tzw. tokenizmu, czyli zapraszania do współpracy jedynie nielicznych – co może być efektem celowego, graniczącego z manipulacją działania, lub po prostu efektem braku kompetencji. Nie ma w przedłożonym do konsultacji projekcie żadnych form zapobiegania takim zniekształceniom tego czym partycypacja stać się powinna. Daleko im do partnerstwa, o którym od wielu lat mówi się jako o najwyższym możliwym do osiągnięcia ideale uczestnictwa.

Mówi się tak ponieważ powyższy schemat zawiera jeszcze dwa poziomy, o których wiemy dzięki upływowi czasu i zebranym doświadczeniom, że są utopijne. Sformułowany w latach 70-tych był wyrazem fascynacji ideami lewicowymi – co widać w jego najwyższych szczeblach. My w tej części Europy doskonale wiemy, że władza ludu nie działa. Oraz o tym że ma niewiele wspólnego z demokracją. Wiemy również, że pewne elementy podejścia do praktyki “współpracy ze społeczeństwem”, “informowania społeczeństwa”, itd. nadal pozostają dość mocno osadzone w mentalności Kolegów (a zapewne też polityków), którzy owcześnie działali. Przyznać trzeba, że czytając obecny projekt, można odnieść wrażenie, że stosowany język oraz sformułowania są mocno osadzone w tamtych czasach. Taki zapewne wyraz nostalgii za sytuacją, w której planiści mogli o czymś decydować wobec braku mechanizmów rynkowych czy ograniczeniu roli własności prywatnej. Owszem niegdyś tak było – wtedy władze chociaż częściowo starały się kierować dobrem obywateli i zaspokajać ich potrzeby – choćby w kwestii mieszkalnictwa – i były w stanie to robić. Na marginesie – polecam doskonały film na ten temat – Bloki w reżyserii Konrada Królikowskiego.

Współcześnie takie myślenie może jedynie skutkować zaprzeczeniem demokratycznej procedury decydowania, w ramach której najsłabsi – a więc indywidualni mieszkańcy – pozostaną na straconych pozycjach. Z góry, na mocy prawa wykluczeni z gry o miasto. Docelowo zaspokojenie interesów wyłącznie deweloperów, a więc najsilniejszych graczy nie wróży dobrze jakości życia, zachowaniu wartości – takich jak ochrona przyrody czy dziedzictwa kultury – czy zaspokojeniu szeroko rozumianych wymogów dobra publicznego.

Muszę przyznać, że mam nadzieję, że nie przyjdzie nam krytykować skutków proponowanych zmian w ustawie. Oraz że uwagi, które zapewne nie tylko ja sformułuję w oparciu o powyższe przemyślenia zostaną przez twórców ustawy uwzględnione – a nie jedynie “wysłuchane”.

Noworoczne postanowienia

Ten moment w roku sprzyja podejmowaniu noworocznych postanowień. Wiele osób, może trochę na fali Świątecznych jeszcze i noworocznych życzeń, postanawia w tym czasie bardziej dbać o zdrowie. Chcemy więcej się ruszać, więcej spacerować, spędzać więcej czasu z Rodziną i bliskimi znajomymi, niekoniecznie tyle pracować, mniej jeść lub też odżywiać się zdrowiej i racjonalniej. I tak dalej, te listy bywają dość długie i zazwyczaj rozbudowane. Zastanawia na ile w ramach tego myślenia koncentrujemy się wyłącznie na celach jednostkowych, stosunkowo łatwych do osiągnięcia i wpisujących się w istniejące mody i stereotypy. A na ile rozważamy nasze bezpieczeństwo jako społeczności, na ile konsekwencje podejmowanych decyzji i działań są przedmiotem naszej troski o choćby właśnie zdrowie. Innymi słowy – powtarzając utarte formuły – na ile rozumiemy co rzeczywiście się za nimi kryje.

Do tego rodzaju myślenia zainspirował mnie post jednego ze Znajomych w mediach społecznościowych, który zastanawia się nad tym, że przecież wszyscy życzymy sobie na Święta i Nowy Rok zdrowia, a tymczasem – nie dbając o jakość powietrza, którym oddychamy – szanse na to zdrowie w dużej mierze zaprzepaszczamy. No bo spójrzmy na obrazek poniżej:

Mapa jakości powietrza za Airly https://airly.org/map/en/

Tak, dla oszczędności oraz braku innych możliwości wiele osób wykorzystuje dla ogrzewania paliwa stałe i ta sytuacja powtarza się co roku zimą. Możemy rozłożyć ręce i pokiwać w zadumie głowami nad bezradnością osób starszych, wykluczonych, nad niemożnością polityków – z każdej możliwej opcji. Nad tym, że się nie da i że to nie jest nasz osobisty wybór przecież. Nawet jeśli mieszkamy w małych miejscowościach lub na przedmieściach, sami się tam przeprowadziliśmy i używamy do ogrzewania tzw. ekogroszek. Bo najtaniej wychodzi. Takie dość powszechnie akceptowane, ale jednocześnie też nie wywołujące u większości z nas chęci działania wnioski łatwo wysnuć patrząc na mapę, na której nasz kraj wyróżnia się jako czerwony obszar zagrożenia.

Ciekawe jest też przybliżenie tej mapy. Jako łodzianka z największym zainteresowaniem obserwuję moje miasto i jego najbliższe okolice. I tutaj, znów ze sporym zainteresowaniem, dostrzegłam dziś rano pewną prawidłowość. Otóż kolor czerwony na poniższym obrazku pojawiał się jedynie miejscowo – w rejonach gdzie bezpośrednio po Świętach miał szansę zaistnieć ruch kołowy – wzdłuż dróg, w tym wzdłuż autostrady, gdzie mało kto mieszka i pali w domach węglem, i w okolicach Rzgowa i centrum handlowego Ptak w Tuszynie. W samej Łodzi zanieczyszczenie było mniejsze, pomimo dość niskiej i zdecydowanie ujemnej temperatury. Przypomnijmy, że mamy ferie – zatem nie ma potrzeby wozić dzieci do szkół. Mało kto też jeszcze dzisiaj dojeżdżał do miejsca pracy. I rzeczywiście ruch na ulicach był minimalny.

Żródło – aplikacja Airly

Tak jakby jednak teza o tym, że trujemy się bo biednych i starszych nie stać na przyłączenie do sieci c.o.. I samorząd niewydolny i nie jest w stanie nic poradzić ani skontrolować. Tak jakby te tezy nie odpowiadały za całość obecnego, tak istotnie bardzo złego stanu powietrza. Jak widać druga składowa – zanieczyszczenie komunikacyjne, wynikające ze spalania benzyny, gazu, ropy w silnikach aut – wcale nie jest mniej ważna. I tak oczywiście znów znajdziemy tutaj miejsce na działania polityków. Bo zarówno w obszarze ogrzewania jak i rozwijania transportu publicznego jest bardzo wiele do zrobienia. I tak wiem że mamy program gdzie można ubiegać się o dofinansowanie na wymianę kopciuchów – linkuję gdyby ktoś jeszcze przypadkiem nie wiedział. Ale to trochę skomplikowane – dla osób biedniejszych, nie dysponujących komputerem może się okazać za trudne. Ale jednocześnie jest też, jak się okazuje, niemało przestrzeni dla decyzji osobistych, owych słynnych noworocznych postanowień, które należałoby podjąć aby poprawić zdrowie własne i najbliższych. Przy okazji nie szkodząc innym, tym którzy współużytkują wraz z nami tę samą przestrzeń.

Trochę te pobożne życzenia ZDROWIA, które sobie na Święta składamy wydają się w tym kontekście hipokryzją. Albo zabawą w strusia i chowaniem głowy w piasek. Taki jeszcze jeden temat z kategorii Don’t look up. Zatem życząc nam wszystkim zdrowia i rozważając noworoczne postanowienia może zastanówmy się jeszcze jak o podstawowe dobro jakie jest nam dla tego zdrowia potrzebne zadbać. Jak spowodować aby nasze własne zachowania, to co sami codziennie robimy powodowały, że powietrze którym oddychamy było czyste. Czego sobie oraz nam wszystkim życzę na nadchodzący Nowy Rok.

PS. O śladzie węglowym nawet nie śmiem wspominać. Tutaj ta ścieżka myślenia czy też ciąg przyczynowo-skutkowy też nie jest jakaś bardzo skomplikowana. I też chodzi o nasze ZDROWIE i BEZPIECZEŃSTWO nas wszystkich.

O potrzebie duchowości

Rozwój praktyk, które niektórzy utożsamiają z ruchem New Age, narastających od lat 60-tych ubiegłego stulecia i czerpiących z różnych i dość swobodnie dobranych kultur, najczęściej Wschodu, jest wyrazem wzrastającej potrzeby duchowości we współczesnym świecie. Wobec z jednej strony globalizacji i komercjalizacji naszego bezpośredniego otoczenia, w którym religia i własne rodzime tradycje ulegają spłyceniu, służąc promocji towarów – przy czym najbardziej dotyczy to tradycji chrześcijańskiej – ale nie tylko, bo zjawisko jest ogólnoświatowe. Wobec kryzysu Kościoła katolickiego, który przestaje być ostoją i głównym wzorcem. Masy ludzi poszukują wartości duchowych gdzie indziej.

Wobec wyzwań otaczającego nas świata, gdzie technologia, która sami tworzymy, produkty, które skrzętnie gromadzimy, nie służą zaspokojeniu rzeczywistych potrzeb ale np. budowaniu własnego wizerunku (porównaj krytyka tegoż – Guy Debord i sytuacjoniści). Oraz często wywołują skutki uboczne, które ostatecznie nie służą ludziom, ale w dłuższej perspektywie im szkodzą (porównaj – prace E.T. Hall, o tzw. rozszerzeniach). Świata, w którym trudno jest wybrać i eklektyzm bodźców oraz brak mechanizmów oceny powoduje, że posiłkujemy się opiniami. Rzeczywistości, w której nauka i rzetelne badania niekiedy poszukując za wszelką cenę współpracy z otoczeniem zewnętrznym służą udowadnianiu tez pozwalających na rozwój konkretnych produktów. Co, wobec coraz bardziej rosnącej roli racjonalności komunikacyjnej (porównaj J. Habermas), która zastępuje niekiedy myślenie bazujące na dowodach niekiedy wywołuje postawy kompletnie dziwne i niegdyś trudne do wyobrażenia. Wobec tempa życia, trudności związanych z kryzysem i epidemią, wobec zagrożeń, z którymi nie umiemy sobie radzić – wszystko to razem staje się coraz silniejszym bodźcem do poszukiwań strefy duchowej.

Niepokoi eklektyzm rosnącego ruchu, czerpanie z rozmaitości kultur jednocześnie nie pozwala na prawdziwe zgłębienie żadnej z nich. Kultura przecież, zgodnie ze znaną powszechnie teorią góry lodowej, jest znacznie bardziej złożonym zjawiskiem niż to co widać, niż przynależne do niej elementy sfery materialnej. Samo przebranie nie powoduje że stajemy się kimś innym. Przywoływanie imion ważnych dla różnych systemów wartości bez zrozumienia tychże systemów, z jednej strony może wydawać się płytkie i nawet śmieszne. Z drugiej jednak, jak to z imionami bywa, może przenieść nas do świata niczym z powieści Gaimana o amerykańskich bogach.

Poznanie obcej kultury, jej systemu wartości, wpisanego w konkretne hierarchie społeczne, rytuały, filozofię, wierzenia nie jest rzeczą łatwą i wymaga czasu. Poznanie i głębokie zanurzenie w wielu kulturach jednocześnie zdaje się całkowicie niewykonalne. Konsumpcja jedynie wytworów materialnych jest oczywiście ciekawa, ale przypomina wizytę w Muzeum albo wycieczkę na egzotyczną wyspę. Tak naprawdę niewiele się różni od zglobalizowanego spożywania wytworów niektórych sieci oferujących produkty typu fast-food. Patrząc na całość z tej strony, podczas gdy niektóre elementy pozostają pozytywne. I dzięki czerpaniu z dorobku cywilizacji Wschodu w sferze np. zdrowia czy ochrony przyrody – służą nam jako ludziom. W sferze duchowości może się nagle okazać, że odnajdziemy paradoksalnie pustkę. Czy też odnajdziemy brak zdefiniowanych i ustalonych procedur odróżniania tego co dobre i co złe lub innymi słowy norm postępowania. I jednocześnie przestaniemy być sobą – odrzucając nasze dotychczasowe przekonania i wartości. Eklektyzm nie służy zrozumieniu i zgłębieniu, może jednocześnie stać się zaprzeczeniem elementów składowych, jeśli te zakładają wyłączność – co dotyczy przecież wszystkich religii monoteistycznych. Tak naprawdę niemożliwym jest zaspokojenie w ten sposób potrzeby duchowości, lub też może to prowadzić na przysłowiowe manowce.

My protestujący

Protest mieszkańców Wzniesień Łódzkich – chcą się odłączyć od Łodzi – czytamy tego rodzaju tytuły w codzienniku łódzkim. I się dziwimy. Jak to? Przecież od dawna wiadomo jaką politykę przestrzenną przyjęło miasto. Jest ona zapisana od kilku dobrych lat w Studium Uwarunkowań i Kierunków Zagospodarowania Przestrzennego. Dokument ten jest jak najbardziej jawny, był przedmiotem konsultacji, można sobie do niego zajrzeć. Mało tego – dokument zebrał liczne nagrody. Fakt, że w ślad za tymże dokumentem nie poszła odpowiednia akcja edukacyjna jakie są jego główne założenia może nieco zastanawiać, ale wszak mamy teraz społeczeństwo światłe, informacyjne – zatem być może edukacja nie jest konieczna. Osobiście uważam jednak, że powinna być prowadzona i to na szeroką skalę. Najlepiej poczynając od szkoły podstawowej. I obejmując nie tylko dzieci ale ich rodziców i to od dobrych kilku lat. Wedy ilość naszych problemów teraz byłaby znacznie mniejsza… Taka edukacja przynależy do repertuaru działań partycypacyjnych w ramach fazy przygotowania do rozpoczęcia projektu. Służy niwelowaniu konfliktu – no bo skoro wszyscy rozumieją po co to nie ma się o co kłócić.

Mimo wszystko jednak dlaczego? Dlaczego na prywatnych działkach należących do łodzian w granicach Wzniesień Łódzkich nie powinno się budować? Po pierwsze ze względów przyrodniczo-krajobrazowych – bo jest to teren o wysokich walorach i każdy budynek przyczyni się do ich umniejszenia.

Dlaczego jeszcze? Ano z tej prostej przyczyny, że liczba ludności Łodzi i regionu maleje. To miasto się kurczy. Nie ma zatem potrzeby zajmować wciąż nowych terenów skoro tyle terenów jest już zajętych. Trzeba restrukturyzować to co już zajęte zostało. A skoro ludzi niewiele (robotników mało) to i do uprawy winnicy już isniejącej ich kierować należy. Nie jesteśmy wszak ludem koczowniczym, nieprawdaż?

Podstawowa definicja planowania przestrzennego mówi że jest to zestaw instrumentów ograniczających prawo dowolnego dysponowania prywatną własnością w imię interesu publicznego. O jakim interesie publicznym tutaj mówimy? I może nie jest on wyłącznie publiczny ten interes?

Po pierwsze wspomniana już powyżej możliwość rehabilitacji terenów już zajętych. Nie jesteśmy przecież ludem koczowniczym, można to powtarzać w nieskończoność.

Po drugie ochrona ograniczonych zasobów przyrodniczych – bo musimy przecież czymś oddychać. Jeśli zabudujemy wszysko, wytniemy każde drzewo i każdy krzew – proszę sobie samemu dopowiedzieć.

Po trzecie musimy coś jeść i gdzieś wypoczywać – tereny zielone w granicach miast to rezerwa terenów pod uprawy i terenów rekreacyjnych.

Ale to nie wszystko. I tutaj pojawia się cały katalog negatywnych konsekwencji rozlewania się zabudowy miejskiej. Od koniecznego przywiązania do auta – ze wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami dla samych kierowców. Te bolące kręgosłupy, otyłość, nerki, cukrzyce, itd. Oraz dla ich rodzin – patrz wyżej – plus dodatkowo izolacja społeczna dzieci i młodzieży oraz tych wszyskich, którzy auta nie prowadzą a są skazani na życie na odludziu. Po zanieczyszczenie powietrza w centrach miast – gdzie mieszkańcy suburbiów muszą dojechać do pracy i szkoły. Po odwieczny problem korków ulicznych i braku miejsca do parkowania, rozjeżdżone trawniki, itd, itp.

To są konsekwencje zdrowotne i może też estetyczne. Konsekwencje przyrodnicze idą dalej i obejmują obniżenie lustra wody, zanik bioróżnorodności, zmiany w możliwości regeneracji ekosystemów, przekształcenia gleb. Skutki można mnożyć niemal w nieskończoność. Każdy z nich to konkretny koszt, wydatek dla budżetu miasta.

Zatem ta wojenka toczy się o możliwość wzięcia kredytu pod zastaw terenu oznaczonego jako budowlany. No bo przecież nikt się tam nie zbuduje ani terenu nie kupi – bo miasto się wyludnia. A jeśli nawet to będą to rzadkie luźno rozrzucone posesje, bardzo negatywnie wpływające na wartość krajobrazu.

Po drugiej stronie naszej sceny – i budżetu – mamy koszty jakie poniesiemy my wszyscy. Dając w zamian nasz czas – bo korki będą jeszcze większe. Nasze zdrowie – bo smog się zagęści i będzie mniej drzew i terenów zielonych. Nasze bezpieczeństwo – bo każdy spalony litr benzyny to więcej CO2. I nasilające się zmiany klimatu. Znów można by długo wymieniać.
Ten rachunek zysków i strat powinien być przedmiotem debaty publicznej już dawno – w momencie przyjmowania obowiązującego studium. I był – szkoda jedynie że ograniczył się do wąskiego grona ówczesnych Radnych. Konflikt jest w znacznej mierze efektem braku takiej dyskusji. Ale nadal edukacja w tej materii jest potrzebna. By partykularyzmy nie przeważyły nad dobrem publicznym nas wszystkich.

Nie parkujcie pod drzewami

Po ostatnich silnych wiatrach jakie miały miejsce w Łodzi i w województwie łódzkim wiele osób z rozgoryczeniem i bardzo negatywnie przyjęło fakt zniszczenia ich prywatnych aut. Bardzo powszechna stała się postawa obaw przed możliwością dalszych szkód. Winę za zaistniałą sytuację często przypisywano drzewom. Z tego powodu dość powszechnym stał się trend poszukiwania możliwości wycinania dalszych egzemplarzy starego drzewostanu. Można podejrzewać, że w tym konkretnym momencie stosowny Wydział Urzędu Marszałkowskiego przeżywa zalew wniosków o wycinkę drzew.

Tymczasem powyższy sposób myślenia nie ma najmniejszego uzasadnienia. W rzeczywistości bowiem rzeczone drzewa zazwyczaj nikomu nie zagrażałyby ani też nie byłyby narażone na zniszczenia jeśliby je odpowiednio traktować. W bardzo wielu miejscach szkody wyrządzone przez wichurę były tak naprawdę bezpośrednio następstwem własnych działań podejmowanych przez osoby szkodami dotknięte. Do powszechnych i nagminnych przyczyn obumierania systemu korzeniowego, uszkodzeń gleby, które w efekcie prowadzą do osłabienia stanu drzewa, oraz po prostu wywrócenia rośliny należy bowiem fakt parkowania w obrębie systemu korzeniowego. Jak wiemy z powszechnie znanych praw fizyki, jeśli do jakiegoś obiektu przyłożyć siłę to ten obiekt może zostać wytrącony z równowagi. Jeśli zatem parkować po jednej stronie drzewa, szczególnie autem o dużej masie, to drzewo po upływie pewnego czasu straci stabilność. W efekcie takie drzewo staje się podatne na przewrócenie. Wystarczy silny powiew wiatru i w efekcie mamy gotową katastrofę. Jak wszyscy wiemy uszkodzenia po ostatniej wichurze były znaczne, a co zapewne również istotne – ubezpieczyciel nie kwapi się aby wypłacać odszkodowania. Ani kierowcom, którzy utracili swój pojazd, ani zarządcom nieruchomości, które w wyniku upadku na nie drzew zostały uszkodzone.

O negatywnym oddziaływaniu obciążeń na system korzeniowy napisano tomy, można znaleźć liczne opracowania traktujące na ten temat. Polecam opracowanie zbierające niektóre z tych wypowiedzi w ramach witryny MODRZEW.org.pl, a także opinię Prof. Katarzyny Marcysiak na ten temat, tamże.

Powyższa ilustracja wyjaśniająca na czym polega negatywny wpływ parkujących aut w bezpośrednim sąsiedztwie drzew została wykonana na podstawie ilustracji w ramach witryny modrzew.org.pl, uzupełniona o wyjaśnienie mechanizmu możliwego przewrócenia się pnia drzewa.

Podsumowując tą krótką wypowiedź, można jedynie stwierdzić, że jak to zazwyczaj to nie drzewa prześladują kierowców. Jest wręcz odwrotnie, bezmyślność prowadzi do zniszczeń i niekiedy może również powodować tragedie, a na pewno poważne konsekwencje finansowe. O tym dlaczego drzewa w mieście są ważne i czemu należy o nie dbać również napisano już wiele, również w ramach niniejszego bloga. Serdecznie zapraszam do lektury.