Rewitalizacja = wymóg uspokojenia ruchu w centrum

Szanowni Państwo,
Z niepokojem czytam artykuły prasowe donoszące o tym jak to rozmaite urządzenia służące uspokajaniu ruchu szkodzą kierowcom, powodując u nich urazy kręgosłupa oraz niedogodności natury rozmaitej. Pisze się tam również że progi zwiększają wydzielanie szkodliwych substancji… (chciałabym zobaczyć skąd ta idea). Śmiem twierdzić że ci, którzy nie jeżdżą autem “wydzielają mniej substancji”, jeszcze pozostaje kwestia klasy samego pojazdu – a nasze przepisy co do wymagań wobec rejestracji i importu pojazdów są obecnie mniej restrykcyjne niż na Ukrainie. Chciałabym zauważyć jednocześnie, że urządzenia techniczne, w tym progi zwalniające jest to jedyna jak dotąd skuteczna metoda aby pohamować temperament nagminnie łamiących przepisy kierowców, którzy powodują zagrożenie życia i zdrowia pieszych użytkowników miejskiej przestrzeni. Prasa, która publikuje te mocno naciągane wypowiedzi jednocześnie podobno promuje zdrowy styl życia, sprzyja rowerzystom, ruchom miejskim, itd. Muszę powiedzieć że nie rozumiem braku logiki, wewnętrznej sprzeczności pomiędzy tymi dwoma postawami w działaniach tej samej było nie było grupy interesu. Wydaje mi się że jednak przedmiotem promocji jest coś całkiem innego – nie dobro przeciętnych mieszkańców miast.

Odnosząc to do naszego podwórka, gdzie podobno miasto Łódź przystąpiło właśnie w obszarze Śródmieścia, do działań rewitalizacyjnych na szeroką skalę. Z jednej strony wiele się mówi o rewitalizacji, chcemy ściągać do Śródmieścia ludzi, którzy mają tu zamieszkać, wraz z rodzinami i dziećmi. Mają chodzić ulicami, dzieci powinny móc same chodzić do szkoły, chcemy stworzyć dobre środowisko życia i mieszkania. Ilość wypadków z udziałem pieszych w centrum jest ogromna, brak zapewnienia podstawowych zasad bezpieczeństwa, zarówno pieszych jak i innych kierowców, woła o pomstę do nieba od lat. Przytoczę tylko dwa konkretne przykłady: sama, mieszkając lat temu kilka przy skrzyżowaniu ulicy Kamińskiego i ulicy Rewolucji obserwowałam z okna wypadki, które się tam zdarzały dosłownie co drugi dzień. Raz uszkodzony został mój prywatny samochód, zaparkowany w przepisowej odległości od skrzyżowania, ileś razy auta wjeżdżały w kamienicę. Ileś razy musiało interweniować pogotowie. To się skończyło po wprowadzeniu w tym miejscu progów zwalniających, nareszcie da się w miarę bezpiecznie przejść tam przez ulicę. Inne takie miejsce to rejon Przedszkola Nr 220 przy Jaracza, w pobliżu jest też Szkoła Podstawowa Nr 1. Sposób w jaki kierowcy nie respektowali znaków ograniczenia predkości był przerażający, z uwagi na uczące się w szkole i przedszkolu dzieci, które chodzą przecież ulicami obok, chodzą same, narażone na niebezpieczeństwo ze strony pędzących szaleńczo kierowców. I co mielibyśmy z tej namiastki bezpieczeństwa dla najmłodszych zrezygnować. Bo komuś znów chce się spieszyć? Jak wiele przykładów z Waszego doświadczenia sami potraficie przytoczyć?

Nie wspominam tutaj o zanieczyszczeniu powietrza, o parkowaniu wszędzie, o dosłownym rozjeżdżaniu Śródmieścia, gdzie jakość życia właśnie przez wszechobecne auta jest znacznie obniżona. Mało tego kierowcy protestują przeciwko ograniczeniu ruchu kołowego w niektóych ulicach na rzecz priorytetu dla tramwajów. Dlaczego, ano naraziłoby ich to na konieczność pokonania pieszo dystansu – jak sami pokazują – 300 m. Taki dystans jako zagrażający ich dobrostanowi figuruje na ulotkach dystrybuowanych przez Stowarzyszenie EL 0000… – jak twierdzą oddolny ruch zrzeszający zmotoryzowanych użytkowników dróg i reprezentujący ich interesy… Wydaje mi się to śmieszne… prawie jak z obrazka poniżej.

12744449_10209253175033258_1773609489175226997_n

Zdjęcie znalezione pod adresem: http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Kot
Napis mój. Mam nadzieję że nie uraziłam KOTA>

Na szali kładzie się, przy poklasku mediów, zdrowie i życie pieszych (a przeciez wszyscy bywamy pieszymi), w tym dzieci. I możliwość przejechania autem o 5 km/h szybciej, łamiąc przy tym zapisane na znakach przepisy. Takie myślenie nie ma nic wspólnego z założeniami rewitalizacji i przyznam że czuję się bardzo zawiedziona dualizmem … lub może objawami schizofrenii, bo nie wiem jak takie rozdwojenie jaźni inaczej nazwać.

 

 

Konsultacje łódzkiego systemu transportu

Jako że od czasu obrony pracy doktorskiej na temat możliwości zastosowania narzędzi internetowych w dziedzinie partycypacji społecznej w planowaniu przestrzennym lat temu blisko dziesięć, wielokrotnie angażowano mnie jako eksperta różnych projektów w tej właśnie dziedzinie, czuję się kompetentna do wyartykułowania krótkiej aczkolwiek nieco krytycznej oceny wymienionych w tytule konsultacji łódzkiego systemu transportu.

Zacznę może od zdefiniowania tego o czym rozmawiamy – otóż partycypacja społeczna winna być rozumiana jako zbiór metod i działań służących minimalizowaniu konfliktów, wypracowywaniu rozwiązań o wysokim stopniu akceptacji oraz budowaniu kapitału społecznego. W modelowym procesie partycypacyjnym rozróżniamy kilka faz, przy czym pierwsza z nich wprowadzająca, służąca analizowaniu potrzeb, w tym społecznych, wzajemnemu poznawaniu się i informowaniu, odgrywa szczególne znaczenie. W materiałach instruktażowych odnoszących się do organizacji warsztatów metodą charrette czas trwania tej fazy zdefiniowano na od 6 tygodni do 9 miesięcy. W dalszych fazach kluczową jest koncentracja na wypracowywaniu rozwiązań, przy czym spotkania o charakterze formalnym winny być aplikowane wymiennie z wydarzeniami mniej formalnymi, służącymi budowaniu wzajemnych relacji oraz niwelowaniu konfliktów.

Tyle teorii. W naszych konsultacjach mamy zaczerpnięte żywcem z procedury planowania formalnego debaty, o charakterze otwartych konsultacji, które służą zbieraniu postulatów – tak są przynajmniej anonsowane w ulotkach. Mamy równiez możliwość internetowego zgłaszania pomysłów, bez możliwości rozwiązania potencjalnej sprzeczności interesów w ramach tychże wniosków. Temu wszystkiemu towarzyszy forum internetowe.

Przechodząc do krótkiej oceny: fazy wstępnej nie zauważyłam – być może była, ale pomimo zainteresowania tematem nie dostrzegłam jej obecności. Po pierwszej turze konsultacji, w ramach których o ile mi wiadomo pojawiały się zazwyczaj te same osoby bądź frekwencja była ograniczona dodrukowano ulotki rozlepiając je na przystankach i w tramwajach – co należy uznać za niewątpliwy plus, nieco spóźniony. Rola organizatorów w organizacji debaty polega na dostarczeniu miejsca gdzie uczestnicy mogą się spotykać. Dzięki zaangażowaniu uczestników ich charakter bywa merytoryczny, pod wszakże warunkiem że ktokolwiek przyjdzie, z tego co mi wiadomo były takie debaty w których brały udział trzy osoby – co potwierdza brak przygotowania do współpracy w wyniku pominięcia w procesie fazy wstępnej. Całej imprezie towarzyszy forum internetowe – utworzono na tę okoliczność stosowne grupy i wydarzenia w serwisie FB, przy czym podobnie jak w przypadku debat analogowych zapewniono jedynie miejsce. Brak moderacji w obu przypadkach, a przede wszystkim brak prób uzyskania rezultatów – tak to jest rola prowadzących konsultacje – powoduje że rezultaty nie są wypracowywane. Przy czym zauważmy że mamy wzory dochodzenia do rezultatów, nawet forum RM może być tu pozytywnym przykładem, podejmuje przecież uchwały. Jest również do dyspozycji cała pula rozwiązań warsztatowych – nie wierzę żeby specjaliści odpowiedzialni za konsultacje nie wiedzieli o ich istnieniu. Proces partycypacji trzeba zaprojektować, powinna zaistnieć sensowna strategia, która pozwala mądrze i uwzględniając wszystkich doprowadzić do osiągnięcia zdefiniowanych na wstępie celów partycypacji. Wobec braku tejże strategii to z czym mamy w tym przypadku do czynienia przypomina bardziej igrzyska. Organizatorzy, zarówno w przestrzeni analogowej jak i w wirtualnej zapewnili arenę oraz zajęli miejsca na trybunach. Niczym w starożytnym Koloseum obserwują zmagania bohaterów, gladiatorów, przy czym cieszy ich nawet okazywanie emocji – taką wypowiedź przeczytałam ze strony Administratora internetowej grupy. Władze przyglądają się jak konflikt się rozwija gotowe na wyrażenie gestem dłoni aprobaty bądź jej braku. My wszyscy, publiczność z niecierpliwością oczekujemy rozwoju wydarzeń. Kto tym razem zostanie skazany a kto zwycięży, Chleba i Igrzysk – historycznie określone zapotrzebowania społeczne nie zmieniają się od wieków. Bardzo mi przykro ale w mojej ocenie, bazującej na skali porównawczej zdefiniowanej blisko pół wieku temu przez Sherry Arnstein ten proces partycypacji umieściłabym w kategorii manipulacji – jest to generowanie konfliktu, ograniczone do wypełnienia wymogu formalnego. Dla przypomnienia, manipulacja jest najniższym z dostępnych szczebli popularnego schematu drabiny partycypacji.

Reasumując – moim zdaniem to co się wyprawia ma szanse zostać podważone ze względów proceduralnych jako sprzeczne z dostępnym i coraz bardziej popularnym warsztatem planowania partycypacyjnego. Na pewno nie służy budowaniu kapitału społecznego ani tym bardziej poprawie działania systemu MPK.

 

Co kraj to obyczaj

Pozwólcie, że zacytuję kilka fragmentów z książki do której z racji pracy naukowej po latach zdarzyło mi się wrócić. Otóż już w 1744 istniała w Polsce świadomość, która współcześnie nie istnieje, za M. Bogucka i H. Samsonowicz (Dzieje miast i mieszczaństwa w Polsce przedrozbiorowej, 1986): “Sejm ten (w 1744) (…) zezwolił miastom stołecznym województw i ziem na przejmo­wanie pustych placów i opuszczonych, dłużej niż przez 60 lat, domów; podjęto również dzięki marszałkowi F. Bielińskiemu postanowienie o elimi­nacji drewnianej zabudowy ze śródmieścia Warszawy.”
(Porównaj obecne prawodawstwo w Brazylii, a propos korzystania z nieruchomości.)

Równie ciekawe i nietracące na aktualności są dalsze obserwacje, przykładowo ten urywek z listu posła pruskiego Girolamo Lucchesini’ego z 5 grudnia 1769 r. do Fryderyka II na temat sytuacji w Polsce i własnych starań podburzających przeciw mieszczanom (Dekertowi i innym): „Chroniąc się jawnego wystąpienia staram się po cichu przeszkadzać mieszczanom. Ucisk, w którym szlachta polska utrzymywała dotychczas klasę miejską (a w niej najwięcej jest Niemców), nie zachęcał nikogo do przybywania tutaj z zagranicy i wstrzymywał zakła­danie fabryk. Lecz gdyby ta klasa przyszła do udziału w administracji kraju, mogłoby to wielu mieszczan zagranicznych sprowadzić do Polski, a nadto przy­kład ten stałby się zaraźliwym dla państw sąsiednich”. Król pruski pochwa­lił te poczynania: „Dobrze robisz — odpisał — że nieznacznie i po kryjomu przeszkadzasz. Bo w rzeczy samej, jeśliby udało się miastom polskim odzyskać dawne przywileje, to by fabrykanci z moich państw zaczęli przenosić się do Polski” (ibid.)

W ogóle boje mieszczan w Polsce (które kontynuujemy przecież obecnie, porównaj Kongres Ruchów Miejskich, ruchy miejskie jako takie) mają wieloletnią bardzo tradycję, poczytajcie sobie co pisał Dekert w XVII wieku i jakie to aktualne: “Zgryziony przeciwnościami i schorowany Dekert w przeddzień swego zgonu (zmarł 4 IV 1790) przesłał Małachowskiemu alarmujący list, w którym pisał: „Mówią powszechnie, że kogo Pan Bóg chce karać, tego zaślepi. Daj Boże, aby Rzeczpospolita nie znalazła się nigdy w takowym przypadku. Ale zdaje się, że nie chce wiedzieć, iż stan jej teraźniejszy powinien by ją uczynić bardziej względną dla mieszczan… Jeżeli Rzeczpospolita szlachecka będzie chciała zawsze trzymać mieszczan w tak zbytecznym upodleniu, jak teraz, to też długość cierpienia pomnoży w mieszczanach tkliwość bolesnego uczucia. Daj Boże, żebym był fałszywym prorokiem i żeby desperacja nie zapędziła mieszczan do wymagania kiedyś daleko więcej nad to, o co teraz pokornie tylko proszą… Daj Boże, aby nie spotkało to was przez rozpacz, co spotkało szlachtę francuską od zapędów ludu zbyt uciśnionego, i żeby się nie spełniło owo słowo Boże, że ten będzie poniżony, kto się wywyższa. JW Marszałku! Pozwól mi jeszcze przy schyłku życia wynurzyć ten żal, którego doznałem, słysząc o zmartwieniach, które Ci zadają źli ludzie; niech Ci to żadnej nie czyni impresji, głos ich ujdzie z wiatrem. Ci to są sami, których niełaska tak duszę moją ścisnęła, żem się z żalu choroby, a teraz już i bliskiej śmierci doczekał… a nie dbając już o łaskę ludzką, duszę moją Bogu i Twojej pamięci oddaję, a obowiązki wstawiania się za ludem miejskim podjęte w poczciwe serce Twoje przelewam” (ibid).

Rewitalizacja po łódzku (ludzku)

Nieustanny temat śmichów i chichów, wymieniony w tytule, nadal pozostaje źródłem niczym niehamowanej radości, tyleż powściągliwej co rozpaczliwej trochę. Otóż właśnie Urząd Miasta Łodzi rozpoczął, a Gazeta Wyborcza dumnie doniosła o tychże działaniach, akcję mającą na celu doprowadzenie do normalności jeśli chodzi o regulowanie czynszów z mieszkań pozostających własnością miejską. Pozostawiając na boku sposób informowania przez rzeczoną lokalną prasę o tychże działaniach, zakres generalizacji oraz zgodność ze stanem faktycznym, zdrowym rozsądkiem, etc, same działania i sposób ich prowadzenia też budzą rozmaite wątpliwości. Zacznę może od punktu numer jeden, otóż jak czytamy na łamach GW “Wszyscy mieszkający na wytypowanym obszarze, czyli najprawdopodobniej w strefie wielkomiejskiej, będą musieli zostać objęci pomocą.” – dość interesujące twierdzenie, jako że stan własności kamienic w rzeczonym obszarze bywa różny, niektóre są prywatne, są tam wspólnoty mieszkanione, a także mieszkania spółdzielcze, i pisanie, że odnosi się to do wszystkich jest bzdurą. O czym wiemy, aczkolwiek skoro lokalna prasa tak pisze, to wraz ze znajomymi już prawie wystartowaliśmy z Klubem Menela.

A teraz troszkę poważniej: nie tak dawno, podczas Kongresu ISOCARP w Amsterdamie i Rotterdamie miałam okazję przeprowadzić szereg rozmów. Jedna z nich szczególnie utkwiła w mojej pamięci. Otóż właściciel firmy, o bardzo ładnej nazwie WeLovetheCity zajmującej się na co dzień przekształceniami terenów miejskich z udziałem mieszkańców, zapytany o stosowane metody, odpowiedział mi w sposób bardzo prosty i jednoznaczny – “No jak to? Ja po prostu wszystkich znam”. W mojej ocenie ta odpowiedź, którą nota bene znałam już wcześniej, sama się takim podejściem zachwycałam we wcześniej wygłoszonym referacie o łódzkim Księżym Młynie, oddaje istotę tego co winno być tutaj zrealizowane.

Teraz, wracając do naszego łódzkiego Śródmieścia, i tego co mi się znów w propozycjach Magistratu nie podoba. Otóż, zamiast wymyślać metody, które pozwolą poradzić sobie z eksmisją niepłacących czynszu mieszkańców. Przy czym, żeby była jasność, wcale nie uważam że niepłacenie czynszu jest dobre. Wręcz przeciwnie, ja płacę inni też płacić powinni. Zamiast wymyślać metody, należy udać się w teren i zacząc rozpoznawać indywidualne sytuacje. Nie wystarczy wysłać tam pracowników MOPS, którzy z racji nadmiaru petentów mają za dużo pracy i nie są w stanie wszystkiego należycie ogarnąć. Trzeba dostrzec jak się sprawy mają i podejść do każdego przypadku indywidualnie. Do dyspozycji są konkretne narzędzia, i nad tymi owszem należy popracować. Ale to nie zmienia faktu że z każdą z osób trzeba przeprowadzić rozmowę. Nie przy pomocy pism. Ludzie muszą mieć okazję dowiedzieć się o swoich prawach. Zatroszczyć się o siebie. Rozpoznać sytuację. Zamiast straszyć lepiej powiedzieć jakie są możliwości. Niekoniecznie od razu i niekoniecznie indywidualnie. Budowanie zaufania nie polega na stosowaniu administracyjnych formułek i metod. A zaufanie jest tu rzeczą kluczową. Trzeba stworzyc łatwo dostępną możliwość dowiedzenia się, regularnie czynny punkt informacyjny w pobliżu, trzeba zaprosić na spotkanie, niekiedy po prostu odwiedzić. Skoro Ksiądz może chodzić raz w roku po kolędzie, to dlaczego pracownik Urzędu nie może? Skoro administracja może odczytywać regularnie stany liczników, to dlaczego nie może zebrać informacji, kto gdzie mieszka i dopasować sposób działania do zainteresowanych osób?

Trzeba też sobie uświadomić, że bieda nie powinna być postrzegana jako coś pejoratywnego. W naszej kulturze nie ma rozróżnienia między ubóstwem i biedą, żadne nie jest zaletą ani nie jest też niczyją wadą. To w ogóle nie są cechy ludzi, tylko stany, przejściowe w charakterze. Zaletą jest na pewno wstrzemięźliwość. Wadą jest lenistwo, może być brak zaradności. Alkoholizm jest definiowany jako choroba. Gromadzenie dóbr nie jest postrzegane jako złe ale powinno służyć celom, przede wszystkim tym dobrym dla społeczności. Biorąc to wszystko pod uwagę – przykro mi to stwierdzić, szanowni urzędnicy, trzeba wybrać się w teren, a nie stygmatyzować ludzi – bo wymyślanie metod właściwych dla grup może być jednoznaczne z przyklejaniem nie zawsze prawdziwych etykietek. Nie o to tu chodzi, nie na tym polega pomoc.

Jeszcze pozostaje jedna sprawa, z przykrością dowiaduję się, że wciąż brakuje funduszy na Świetlice Środowiskowe i to pomimo gigantycznych pieniędzy obiecanych na rewitalizację. Nie ma pieniędzy ani dla placówek prowadzonych przez Kościół ani dla tych w które chcą się zaangażować lokalne NGO. Jeżeli pomoc dzieciom, kształtowanie właściwych postaw u najmłodszych, pomoc w wychodzeniu z ubóstwa i integracja z innymi grupami nie jest priorytetem rewitalizacji w Łodzi, to najmocniej przepraszam, co nim jest?

 

Pomiar czasu przejścia przez ulicę

Pomiar czasu przejścia przez ulicę, tak nie mylą Was oczy. Taka prosta niby sprawa a tak wiele wyjaśnia. Ilustruje szereg zjawisk, może być interpretowana jako stosunek lokalnej władzy do transportu pieszego w szczególności, a do pieszych mieszkańców Śródmieścia jeszcze bardziej precyzyjnie. Zapewne mamy tu do czynienia ze stereotypem – to zazwyczaj uboższe osoby, nie jeżdżą samochodami, więc pewnie mają czas i mogą zaczekać (?) To przypuszczenie nie sprawdza się niestety w moim przypadku, i w oparciu o obserwacje zachowań innych przechodniów, mogę wnioskować że jest ogólnie mylne. Wszyscy się tam irytują, niezależnie od wieku, ubioru czy kondycji fizycznej.

Możemy też interpretować ten czas oczekiwania jako arogancję instytucji odpowiedzialnej za ustawienia tego rodzaju systemów, albo dla odmiany jako ignorancję tychże, bo może biedni nie umieją tego ustawić. Ta ostatnia wersja też jest bardzo prawdopodobna, szczególnie że od kilku dni system wyświetlał błędne informacje o nadjeżdżających tramwajach, co szczęśliwie udało się usunąć. Być może nieszczęsny czas oczekiwania na przejście przez jezdnię też uda się wyeliminować, taki jest niewątpliwie cel tego wpisu, ośmieszyć i spowodować reakcję.

Jako że nieszczęśliwie korzystam z rzeczonego przejścia dla pieszych niemal codziennie nauczyłam się już przechodzić mimo świateł w przepisowej odległości od tego miejsca. Jedynie wędrując z córką zdarza mi się wciąż tamtędy chodzić, i zastanawia mnie zawsze jakie ma takie oczekiwanie walory edukacyjne. Zapewne moje dziecko uczy się że światła są źle ustawione i że żeby funkcjonować normalnie należałoby je ignorować.  Kochani – sprawdźcie proszę jeśli mi nie wierzycie – to video trwa bite pięć minut. Dokładnie tyle ile oczekiwanie na zielone światło. Mam nadzieję że nikogo nie uraziłam aczkolwiek podczas pięciominutowego przymusowego oczekiwania żeby przejść na drugą stronę ulicy wiele myśli może się w głowie objawić, nie wszystkie miłe.

Materiał video, nakręcony telefonem komórkowym w dniu 7 grudnia 2016, około godziny 17:45 na skrzyżowaniu ulic Narutowicza i Uniwersyteckiej, podczas oczekiwania na zielone światło dla pieszych. Czas oczekiwania ca 5 minut – co dokumentuje ciągłe wyświetlanie światła czerwonego.

O”REWITALIZACJI” Śródmieścia Łodzi

O rewitalizacji Śródmieścia…
Albo może powinnam to nazwać w trosce o mieszkańców “rewitalizowanej” dzielnicy. Uzupełnijcie sobie cudzysłowy proszę sami, nie mam cierpliwości, ile można walić głową w ścianę.
Taki nieduży zbiór cytatów, wystarczy sobie zestawić kilka informacji żeby uzyskać obraz dla którego interpretacji nie trzeba wiedzy ani dojrzałości powyżej poziomu 4 klasy szkoły podstawowej. W zasadzie każdy wniosek który się nasuwa nosi znamiona: banału, frazesu, komunału, oczywistości, uzupełnijcie sobie proszę listę synonimów słowa truizm sami.

Po pierwsze, jak donosi Dziennik Łódzki, na wczorajsze Mikołajki: “Mieszkańcy Łodzi oddychają pyłami niszczącymi płuca i powodującymi raka” – artykuł na podstawie szczegółowego raportu WIOŚ. Dane podane w tymże raporcie są bardzo alarmujące.

Po drugie władze miasta Łodzi planują budowę “Orientarium” na Zdrowiu, kosztem 3.5 ha gęsto zadrzewionego terenu (oraz 300 mln złotych). Dodam że 10m2 lasu (gęstego parku) wytwarza w sezonie ilość tlenu pokrywającą roczne zapotrzebowanie 10 osób. Zagadka: ile osób może odddychać dzięki trzem hektarom Parku na Zdrowiu, które są przeznaczone do wycinki. Dla mniej wtajemniczonych – Park na Zdrowiu, który został utworzony poprzez zachowanie niezniszczonego fragmentu lasu wcześniej porastającego te tereny, dzięki gęstemu zadrzewieniu i dużej powierzchni, a także z racji lokalizacji, stanowi wciąż rezerwuar tlenu dla obszarów centralnych miasta – Starego Polesia i dalej Śródmieścia, oraz dla sąsiadującej z nim bezpośrednio Retkinii. Jest też elementem systemu przyrodniczego miasta, o ile nadal o takowym da się w ogóle mówić, może należałoby powiedzieć że kilka lat temu jeszcze był tegoż systemu elementem.

0d78d64c52be74cab5076d16dd2fbfb1

Zdjęcie “orientarium z lotu ptaka – wyraźnie widać skalę obiektu oraz udział terenów utwardzonych, tak to jest ca 3,5 ha (wyliczenie przez T. Bużałek). Żródło obrazka – artykuł linkowany powyżej.

Po trzecie jedyne planowane działanie dla ograniczenia zanieczyszczenia to zakaz przejazdu przez miasto tirów (które nota bene właśnie wpuszczono do Śródmieścia) , który zostanie wprowadzony w życie … po wybudowaniu autostrady. Konsultowany jest ponadto program rozwoju transportu publicznego, jednakże nie towarzyszą temu żadne działania edukacyjne w zakresie przybliżenia tematyki zrównoważonego transportu, ani popularyzacji transportu pieszego i rowerowego.

Acha, jeszcze analizator do pomiarów benzenu w stacji przy Gdańskiej 16 wziął się popsuł (to chyba z nadmiaru szczęścia?)

Podobno planuje się rewitalizację Śródmieścia Łodzi.

W moim skromnym rozumieniu rewitalizacja tożsama jest z obecnością ludzi (ŻYWYCH LUDZI ?). Jeśli nie planuje się w obszarze Śródmieścia obecności ludzi w ogóle to nie ma sensu rozmawiać o rozwiązywaniu problemów społecznych, gentryfikacji i innych bardziej szczegółowych problemach, w tym zakresie polityka “rewitalizacyjna” miasta wydaje się nad wyraz spójna.

Całkiem nie pasuje jednak w tym obrazku plan powiększenia zoo, a w szczególności przeznaczona na ten cel kwota, nawet jeśli w budżecie na rok przyszły jest to ułamek na prace przygotowawcze inwestycji. Przyznam że zamiast oglądać wizualizacje zwierząt w akwariach w planowanym Orientarium wolałabym się dowiedzieć że planowane na ten cel docelowo 300 mln złotych władze miasta przeznaczą na podłączenie iluś kamienic w Sródmieściu do sieci centralnego ogrzewania/ modernizację pieców, etc, w celu redukcji obecnego zanieczyszczenia. Truizmem jest twierdzenie że istnieje coś takiego jak hierarchia potrzeb.

Abstrahując od rewitalizacji przy braku troski o środowisko w centralnej części miasta wszelkie podejmowane tam inwestycje można uznać za chybione. Przyznam, że jakoś nie umiem sobie wyobrazić tłumów inwestorów w kolejce do Nowego Centrum Łodzi, nieważne czy będziemy rozmawiać o biurach czy też o mieszkaniach, jeśli nie będzie tu czym oddychać. Bardzo mocno zanieczyszczone powietrze to jest bardzo zła reklama każdej inwestycji – co oczywiście też jest truizmem.

Obserwacje cykliczne łódzkie

Od kilku lat dojeżdżając do pracy rowerem w mieście Łodzi dostrzegam pozornie nieistotne zmiany. Pojawiają się one cyklicznie i każdorazowo budzą mój podziw i zadziwienie. Jeden z cykli powtarza się mniej więcej co roku i związany jest ze zmianami temperatury, rozpoczęciem roku szkolnego i akademickiego, wreszcie z nadejściem sezonu jesiennego a potem zimowego. Otóż co roku, pomimo że warunki atmosferyczne tego nie uzasadniają mieszkańcy i odwiedzający moje miasto przesiadają się do aut. Jako że poziom zamożności rodaków rośnie to rzeczonych aut jest corocznie coraz więcej. Powyższe przyczyny skutkują tym że poczynając od września korków jest coraz więcej, są coraz dłuższe i stojący w nich kierowcy stają się coraz bardziej agresywni.

Drugi cykl wynika z prowadzonych prac budowlanych, paradoksalnie rozpoczęcie większego remontu sieci ulicznej w mieście Łodzi skutkuje zazwyczaj zmniejszeniem zakorkowania ulic. Kierowcy wiedząc, że będą musieli spędzić ileś godzin siedząc za kółkiem bądź rezygnują z dojazdu albo też przesiadają się do tramwaju/autobusu.

Cykl trzeci wreszcie to ten tygodniowy. Po burzliwym tygodniu pracy w sobotę i w niedzielę w godzinach porannych na ulicach jest niemal pusto. Wieczorem i popołudniami ruch rośnie w okolicach centrów handlowych, ale nie są to znaczne wielkości. Właściwie sobota i niedziela to jedyne dni w tygodniu, kiedy spacerowanie po Śródmieściu staje się przyjemnym doświadczeniem, nie ma hałasu i zdecydowanie zmniejsza się ilość spalin.

Dla mnie osobiście, z racji formy codziennych dojazdów, niezależnej od dostępności pasa drogowego – rower zazwyczaj da się przeprowadzić niemal wszędzie – upór kierowców jest rzeczą całkowicie abstrakcyjną. Kompletnie nie umiem zrozumieć po co dobrowolnie decydować się na codzienne spędzanie długiego czasu w stojącym na ulicy aucie. Nie rozumiem dlaczego kierowcy nie dostrzegają faktu że to oni sami tworzą korki. Nie rozumiem czemu nie zauważają że ich auta wytwarzają spaliny. Nie umiem sobie wytłumaczyć skąd upór w blokowaniu torowisk tramwajów i zastawianiu pasów autobusów. To jest w mojej ocenie działanie bezmyślne i pozbawione sensu, na szkodę własną i współmieszkańców miasta.

W oczekiwaniu na szczyt klimatyczny w Paryżu

Ostatnie doniesienia dotyczące zamiarów braku ratyfikowania przez Polskę konwencji klimatycznej podczas zbliżającego się szczytu w Paryżu wydają mi się niewiarygodne. Odnoszę wrażenie że na skutek braku należytej edukacji nadal nie zdajemy sobie sprawy z powagi sytuacji. Większość naukowców jest zgodna co do tego, że działania ludzi w istotny sposób przyczyniają się do wzrostu temperatury, raporty na ten temat sporządzane przez renomowane instytucje były wielokrotnie publikowane – Raport IPCC z 2014 roku.

COkwJsuUsAAxQUq.jpg-largeTytułem potwierdzenia – wyjaśnienie przez Biuro Gubernatora Stanu Kalifornia, adresowane do jednego z jego gości.

Już w tej chwili obserwujemy konsekwencje zmian klimatu, globalne ocieplenie oraz coraz częstsze katastrofy i nasilenie zjawisk atmosferycznych o bardzo gwałtownym przebiegu to wyraźnie potwierdza. Podnoszenie się poziomu mórz i oceanów jest faktem, potwierdzonym pomiarami, podobnie jak topnienie pokrywy lodowców.  Postępujące zmiany klimatu skutkują coraz liczniejszymi katastrofami w tych rejonach świata, gdzie technologia i istniejące wcześniej zasoby nie są w stanie skutecznie im zapobiec. Coraz więcej ludzi cierpi na skutek braku domu, pożywienia, utraty bliskich osób. Skutkiem ubóstwa jest też nasilanie się konfliktów zbrojnych, napięta atmosfera i  brak zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych zawsze przynoszą negatywne konsekwencje. W efekcie ludzie dotknięci biedą, wobec zagrożenia życia i zdrowia własnego i najbliższych, decydują się na migrację. Fale uchodzców z krajów Azji i Afryki docierają do pozostałych części świata, dotąd spokojnych i pozornie bezpiecznych w swojej tymczasowej stabilizacji. Informacje na ten temat trafiają do nas niemal codziennie.

Wobec zaistniałej sytuacji konieczne jest wspólne działanie. Tym bardziej że we współczesnym zglobalizowanym świecie, w którym nosimy buty wyprodukowane w Pakistanie, jemy owoce przywiezione z Libii i popijamy sokiem z pomarańczy z Maroka nie da się już odizolować. Nie można czuć się bezpiecznym nie będąc częścią większej całości, takiej jak Unia Europejska, czy NATO.  Akceptacja tego traktatu pozostaje w naszym dobrze rozumianym interesie – o czym poniżej.

Jest bowiem  jeszcze druga strona medalu – a mianowicie kwestia rozwoju technologicznego. Nasza rodzima myśl technologiczna winna być rozwijana, po to abyśmy mogli sprzedawać wiedzę i know how, a nie jedynie tanią siłę roboczą. Przystąpienie do paktu klimatycznego winno być traktowane jako zobowiązanie, bodziec do restrukturyzacji, do rozwijania nowych technologii, do współpracy z innymi krajami Europy celem tworzenia polskich, rodzimych rozwiązań, które moglibyśmy sprzedawać. Co z tego że jeszcze przez kilka lat ograniczona grupa górników będzie mieć zatrudnienie jeśli przez to stracimy szansę dołączenia do grupy krajów, które produkują energię w sposób nie zagrażający funkcjonowaniu życia na Ziemi. W efekcie, zamiast tworzyć i efektywnie współpracować z bardziej zaawansowanymi partnerami, skończymy importując rozwiązania z Niemiec, Austrii, Francji, itd.

Jeszcze na koniec tych przydługich rozważań wrócę do jakże dla mnie samej osobiście ważnych myśli Papieża Franciszka zawartych w Encyklice Laudato Si – pełny tekst w języku polskim. Proszę żeby ci którzy o tych sprawach decydują podjęli uważną lekturę słów Papieża. To jest głos rozsądku w imię naszego wspólnego dobra.

Oblicza patriotyzmu

Zbliżające się Święto Niepodległości winno może stać się przyczynkiem do rozważań o istocie pojęcia patriotyzmu. Pojęcie to rozumiane jest bowiem rozmaicie, wielorakich interpretacji umiłowania wartości i Ojczyzny można odnaleźć w szczególności w wypowiedziach i aktywności polityków wiele. Popularnym dość sposobem manifestowania przywiązania do polskości bywa udział w manifestacjach, publiczne demonstrowanie symboli narodowych. To wysoce chwalebne działanie zasługuje na najwyższą pochwałę, dobrze jednak jeśli oprócz deklaracji za demonstrowanym patriotyzmem podążają również działania.

Patrząc na rzecz z perspektywy odmiennej nie jest w moim rozumieniu, ani chyba w niczyim rozumieniu, być nie może i nie powinien, patriotyzmem nacjonalizm, niejednokrotnie podbarwiony nienawiścią i okraszony mową wrogości w stosunku do obcych. Niezależnie od nacji, czy też rodzaju i stopnia odmienności, nie powinniśmy nigdy utożsamiać braku tolerancji z zamiłowaniem do swojskości. To są dwa całkowicie sprzeczne pojęcia.
Teraz pytanie: czy można uznać za patriotyzm pomijanie rodzimej twórczości i kreatywności na rzecz promocji wytwórstwa i produktów obcych? Promowanie, tak przecież powszechne, globalnych korporacji i marek przed naszymi rodzimymi? To nie są działania i decyzje dostępne na poziomie obywateli, tego rodzaju rozstrzygnięcia mają charakter polityczny i dotyczą wydatkowania środków na dziedziny takie jak badania i rozwój, innowacje, promocję i wspieranie rodzimego przemysłu, etc. Produkty obcych koncernów są zazwyczaj lepsze, i stąd wymagający rodzimi klienci z pewnością po nie sięgną, powołując się na indywidualne rozliczenie zysków i strat.

Nie jestem całkiem pewna czy patriotyzmem, i tu dotyczy to zarówno indywidualnych osób jak i decydentów, można nazwać indywidualne decyzje polegające na uczestnictwie w otwarciach nowych wspaniałych centrów handlowych, zazwyczaj przecież również należących do obcych marek, które skutecznie pustoszą centra miast z wszelkich usług. Jeśliby policzyć ilość metrów kwadratowych powierzchni handlowej w większości dużych, a przecież nie tylko, miast Polski, prawdopodobnie mogłoby się okazać że powierzchnia przypadająca na jednego mieszkańca tychże miast, może być już sumarycznie większa niż powierzchnia jego własnego udziału w zajmowanym M. A co najmniej może być tak że zbliżyła się do tego pułapu, ciekawa byłabym wyników takiego badania…

Co wobec tego zasługuje na miano patriotyzmu, szczególnie w wydaniu tych, którzy podejmują decyzje kształtujące warunki naszego codziennego i nie tylko funkcjonowania? Z pewnością, w ślad za demonstracją uczuć, iść winny działania, których celem byłaby poprawa losu członków tej samej wspólnoty. Z pewnością również wśród działań pożądanych winno znaleźć się wsparcie dla innowacji, wsparcie dla rozwoju technologi, wspieranie wytwórczości, tak aby jej rezultaty miały szanse osiągnąć jakość konkurencyjną z analogicznymi produktami obcych marek. Wśród działań zaś długofalowych, ale do podjęcia od zaraz – myślenie o tym aby znaleźć się w gronie eksporterów rozwiązań, a nie wśród tych którzy muszą nabywać patenty i uczyć się produkować bez usterek. Bardzo bym chciała żeby patriotyzm oznaczał również poszanowanie dla środowiska i lokalnej przyrody, szanowanie współobywateli i nie zatruwanie im życia – w sensie dosłownym i w przenośni, umiejętność współpracy, zamiast całkiem niepotrzebnej i często nieuczciwej konkurencji, o ile nie walki.

Polski krajobraz doczekał się bardzo wielu przedstawień literackich, chcielibyśmy żeby takim pozostał. Nie powinien stać się miejscem rabunkowej gospodarki. Powinniśmy nauczyć się jego wartości cenić i umiejętnie wykorzystywać, tak aby nasi następcy również mieli szanse rozumieć dlaczego nasz kraj jest piękny. Polskie miasta i ich mieszkańcy zasługują na warunki życia nie gorsze od miast zachodnioeuropejskich, we wszystkich wymiarach: ekonomicznym, społecznym i środowiskowym. To nie powinny być jedynie czcze postulaty odnoszące się do rzeczywistości najbogatszych, ale również tych których nie stać lub nie potrafią tak dobrze odnaleźć się we współczesnej rzeczywistości. Zakończę tę nieco przydługą listę życzeń prośbą o zgodę, obecny poziom dyskursu może nas zaprowadzić jedynie donikąd.

Trzeba wspierać lokalne inicjatywy i twórców

A takie cóś napisałam całkiem niedawno na prośbę Pana Redaktora GW, ale widać zmienił był zdanie. Tytułem wcześniejszej dyskusji w rzeczonej Gazecie o kreatywności i dezaktualizacji myśli Richarda Floridy…

Richard Florida i jego idee miasta kreatywnego, jako obszaru funkcjonowania jednostek twórczych, przekształciły się w swoisty sposób generowania kapitału we współczesnym świecie mediów i informacji oraz zaspokajania potrzeb wyprofilowanych grup konsumentów. Kreatywność czerpie z różnorodności, w tym różnorodności społecznej, bazuje na inicjatywach jednostek i jako taka wymaga wsparcia. Teksty Floridy, którego zdaniem klasa kreatywna preferuje słabe raczej niż silne więzi społeczne poddane zostały ostrej krytyce. W praktyce bowiem okazuje się że dla zwiększenia rzeczywistej produktywności i innowacyjności konieczna jest współpraca w ramach grup realizujących różne projekty i lokalne inicjatywy. Pojedyncze jednostki funkcjonują w ramach lokalnej oraz ponadlokalnej sieci instytucji społecznych i różnorodnych grup i asocjacji, które wspólnie napędzają kreowanie i ulepszanie trendów i idei. Sam zresztą Florida odnosząc się do sposobu funkcjonowania społeczności lokalnych mówi o konieczności wspierania lokalnych więzi oraz inicjatyw.

Przykładów działań, w których to władze miasta wspierają tego rodzaju pomysłowość można współcześnie znaleźć mnóstwo. Po okresie kryzysu w Europie zachodniej w ostatnim okresie okazało się że to właśnie na tego rodzaju inicjatywach udało się w wielu miejscach oprzeć funkcjonowanie lokalnej ekonomii, i dzięki temu zmniejszyć skutki inaczej znacznie bardziej dotkliwej zapaści. Doskonałym przykładem wspierania tego rodzaju inicjatyw przez władze miasta może być amsterdamskie centrum Pakhuis de Zwijger, którego główny obszar działań obejmuje promocję oraz pomoc w realizacji różnego rodzaju kreatywnych pomysłów.

Powinniśmy również dostrzec to co było oczywiste dla twórców Bauhausu, a mianowicie konieczność rozwijania lokalnego rzemiosła i wytwórczości dla uzyskania niezbędnych zasobów pozwalających stworzyć bazę dla rozwoju sztuk pięknych i przemysłów kreatywnych sensu stricto. Lokalne inicjatywy, o niewielkiej skali są zdecydowanie bardziej stabilne i w mniejszym zakresie narażone na niebezpieczeństwa związane z współczesnym neoliberalizmem, zagrożeniami globalizacji, etc. Lokalni inicjatory działań mniej chętnie opuszczają miejsca gdzie działalność podjęli. Jednocześnie wspierając takowe przedsięwzięcia szansa wpływania na praktyczne wdrożenia w zakresie jakości czy kierowania rozwoju przykładowo w stronę poszukiwania rozwiązań energo i materiałooszczędnych, czy też poszukiwanie pomysłów promujących ochronę środowiska jest zdecydowanie łatwiejsze.

Stąd trudno się zgodzić z krytyką polityki władz miasta, powinniśmy się cieszyć że zmierzamy podobnie zresztą jak inne europejskie ośrodki w stronę rozwoju tego co się współcześnie najlepiej sprzedaje – czyli twórczej myśli. W ten sposób unikniemy być może sytuacji, którą doskonale obrazuje idea popularnego dowcipu w którym Kowalski po ubraniu się w ciuchy z sieciówki, zjedzeniu wyprodukowanego gdzie indziej śniadania, obejrzeniu zagranicznego programu, przy dzwiękach nietutejszej muzyki otwiera lokalną gazetę w poszukiwaniu równie lokalnych ogłoszeń o pracy…