Cena spektaklu albo nauczmy się dzielić – czyli od konsumeryzmu po idee wymiany

Jak Cię widzą tak Cię piszą – to stare przysłowie jest bardzo mocno zakorzenione w naszych rodzimych realiach również współcześnie. Bynajmniej nie nawołując do ignorowania kwestii wizerunku – bo to między innymi sposób wyrażenia naszego stosunku do innych osób w konkretnych sytuacjach społecznych, nie wspominając o potrzebie dostosowania się do wykonywanych aktywności, itd. Jednak mamy z tym stwierdzeniem trochę problem – jako że współczesna kultura konsumeryzmu doprowadziła do wynaturzenia tego powszechnego prawa, narzucając na nas wszystkich wymóg podążania za modą. Oczywiście nie wszyscy się temu wymaganiu ślepo poddają, jednak problem pozostaje. 

Jak twierdzą Christiana Figueres i Tom Rivett-Carnac, uważani za twórców porozumienia paryskiego z 2015 roku, przemysł modowy generuje ogromny ślad węglowy – circa 10% globalnej emisji. Produkcja tekstyliów jest drugą po produkcji ropy gałęzią przemysłu pod względem zanieczyszczenia środowiska. Wraz ze wzrostem konsumpcji i rozwojem mody fast fashion te wskaźniki mogą jeszcze wzrosnąć. Moda jest jednym z najważniejszych elementów budowania wizerunku, obok zakupów produktów typu pojazdy – motocykle, samochody, obok miejsca zamieszkania i urządzeń i gadżetów elektronicznych. W społeczeństwie spektaklu, o którym pisał już Guy Debord w latach 70-tych ubiegłego stulecia definiujemy się poprzez przedmioty. Skądinąd doskonała ilustracja głównych tez tej niedużej książeczki – jakże nadal aktualnej.

Okładka książki Guy’a Debord The Society of the Spectacle 1967

Oczywiście nie wszyscy, bywają wyjątki i współczesna złożoność postaw i wątków kulturowych uwzględnia również całkiem odmienne postawy, ale zaprzeczenie kulturze konsumeryzmu wymaga daleko idącej samoświadomości i bywa rzadko spotykane. O ile oczywiście nie wynika np. z niedostatku, czy wręcz ubóstwa, a co za tym idzie braku możliwości konsumowania. Wtedy jednak może być niedoścignionym marzeniem , ideałem – co też bynajmniej nie jest dobrą prognozą na przyszłość.

Kultura konsumeryzmu stoi w sprzeczności do współcześnie propagowanych modeli takich jak ekonomia cyrkularna, zakładająca wielokrotne wykorzystanie przedmiotów, ograniczenie spożycia dóbr materialnych, ich recycling lub ponowne wykorzystanie.

Zaprzeczenie tego trendu w świecie produkcji odzieży owszem upowszechnia się w tempie bardzo szybkim za sprawą second-handów, wymiany odzieży, popularności ubrań wykonywanych samodzielnie – patrz liczne grupy osób dziergających, ale nadal jest to bardzo niewiele w porównaniu do wpływu reklamy, która skłania tłumy do wydawania pieniędzy na np. niepotrzebne ubrania i gadżety aby tylko podążać za modą. Budżety tych ostatnich są tak ogromne, że pojedyncza osoba musi wykazać się nie lada silną wolą aby nigdy nie poddać się ich presji. I nie zostać klientem, wydając pieniądze pod wpływem impulsu, na rzeczy, które niekoniecznie są nam potrzebne. Oraz takie, które nie są dobrze przemyślanym i świadomym zakupem.

Świadomość możliwości wykorzystania rzeczy używanych stała się trendem samym w sobie. Nikt się już nie wstydzi, że nosi rzeczy używane (przynajmniej wśród osób mi osobiście znanych nie ma chyba nikogo takiego). Od dłuższego czasu prowadzę tego typu rozmowy z własną Córką, która po ukończeniu kierunku Projektowanie ubioru w łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych zdecydowanie odmawia przykładania ręki do wytwarzania nowych ubrań właśnie ze względów ekologicznych. I jest moim guru i przewodnikiem po świecie doboru ubrań i korzystania z rzeczy używanych. Nota bene – zapalona malarka oraz świetny fotograf i projektant kostiumów. Portfolio tych ostatnich aktywności niebawem. Pod jej wpływem czuję się absolutnie nie na miejscu, kiedy miałabym kupić coś całkiem nowego. A jeśli już – to przynajmniej staram się te zakupowe decyzje podejmować na skutek rzeczywistej potrzeby. I wybierać rzeczy praktyczne, które mi się nie znudzą i będą przydatne przez dłuższy czas. Z rozmów ze znajomymi Mamami taka postawa (i doświadczenia) nie jest bynajmniej odosobniona. Skądinąd – w czasie nadciągającego milowymi krokami kryzysu – może okazać się nadzwyczaj praktyczna. 

Niezależnie od stacjonarnych second-handów, czy internetowych sklepów z używaną odzieżą, w których można nabyć importy z Europy zachodniej, sporo jest też ostatnio grup pozwalających na wymianę ciuchów czy miejsc gdzie odbywa się sprzedaż garażowa. Albo grup internetowych gdzie można rzeczy odsprzedać/odkupić/oddać za darmo. Nikogo już to nie dziwi – znów – w kręgu osób w którym funkcjonuję, bo może nie jest to ogólnie oczywiste. 

W ten trend wpisuje się najnowsza inicjatywa zaproponowana przez Światowy Ruch Katolików na rzecz Środowiska, która ma za zadanie uczcić Niedzielę św. Franciszka w tym roku obchodzoną pod hasłem “Mniej znaczy więcej. Radość z dzielenia”. Jednym z elementów tej akcji m obok popularyzacji ekologii integralnej, zgodnie z Encykliką Laudato Si opublikowaną w 2015 roku przez Papieża Franciszka, jest organizacja w parafiach tzw. Podzielnika – czyli miejsca, sali, pomieszczenia gdzie parafianie mogą dzielić się i wymieniać konkretnymi rzeczami. Przy czym – ja tutaj o ubraniach jako że podejrzewam że akurat ubraniami przyjdzię się wymieniać najłatwiej. Zresztą takie tradycje pod egidą Caritas już wcześniej były przez polski Kościół organizowane – bardziej jako działania typowo charytatywne. Pomysł szczytny i z pewnością wart wsparcia, tym bardziej że dostępność parafii i patronat Konferencji Episkopatu Polski nadaje działaniu możliwość stania się stałym elementem polskiego krajobrazu/sceny wymiany rzeczy. I tym samym może pozwoli dotrzeć z tego rodzaju pomysłami do tych osób, które dotąd nie miały do czynienia z ideami gospodarki cyrkularnej  – niekiedy uznając je za jakieś lewicujące wymysły czy kolejne nowinki/pomysły młodych (czytaj nie bardzo dojrzałych) ludzi. Ufam że się przyjmie i trzymam kciuki.