Sezon mamy ogórkowy – co zresztą skutkuje tym że wreszcie znajduję czas na pisanie. Zresztą z mojego ulubionego miejsca na Ziemi, czyli z lasu sosnowego na granicy Juraty i Helu. Trudno o piękniejsze miejsce – poczynając od tego, że już wysiadając z pociągu, który nas tu przywiózł z Łodzi poczułam, że mam czym oddychać. Latem, niezależnie od pogody jest tu co robić – można plażować, można pływać – do wyboru albo w falach Bałtyku albo w Zatoce, tropiąc niekiedy meduzy, można spacerować, jeździć na wycieczki rowerowe, pływać na windsurfingu, uprawiać kitesurfing. Można też pływać czymś większym, jeśli ktoś umie i jest wystarczająco zdeterminowany, żeby się taką aktywnością parać. Osobiście, lubię czytać i pisać, mieć wreszcie czas dla Najbliższych i na to żeby wreszcie spokojnie rozważyć o co mi właściwie chodzi. Taka prywatna medytacja. Ale mniejsza z tymi prywatnymi wynurzeniami. Zwiedzamy też trochę okolicę i stąd kilka obserwacji i przemyśleń, które z tych spacerów i wycieczek wynikają.

i powodzi przybrzeżnych w Polsce za D. Paprotny, P. Terefenko New estimates of potential impacts of sea level rise and coastal floods in Poland, Nat Hazards (2017) 85:1249–1277
DOI 10.1007/s11069-016-2619-z
Pierwsza to taka, że chciałby się żeby to miejsce przetrwało. Patrząc na wszelkie mapy czy prognozy podnoszenia się poziomu wód morskich na skutek zmiany klimatu – konkretne dane – te piękne niegdyś miejsca są zagrożone zalaniem. Co za tym idzie – wszelkie inwestowanie tutaj ma bardzo ograniczoną perspektywę czasową. Warto poczytać np. w GW. Tymczasem, podczas gdy w Juracie zabudowano już chyba każdy skrawek dostępnego terenu – Hel czy Jastarnia wydają się przeżywać rodzaj boomu inwestycyjnego. Nie zwiedziłyśmy wszystkiego ale obrazki, które witają spacerowicza przy wejściu do Jastarni wyglądają niczym z satyrycznej opowieści, czy też horroru dla urbanistów czy ekologów (nie wiem czy byłby to również horror dla deweloperów ale to już może inna bajka).

W części Półwyspu Helskiego w granicach Jastarni, w miejscu które jak wynika z historycznego przekazu i lokalnych miejsc pamięci był niegdyś lasem – co czytelne w nazwie “Bór” – mamy mamy takie właśnie nowo-budowane osiedle dla zapewne turystów. Aby rzeczy nadać dodatkowej wymowy i wyrazu owe obiekty próbują nazywać siebie Lasem i Wydmą – zwróćcie proszę uwagę na napisy na billboardach reklamowych na zdjęciu poniżej. Owszem tuż za tymi obiektami nadal mamy fragment lasu, pewnie też wydma się znajdzie – ale to co widzimy jako odwiedzający zupełnie nie pozwala nam na taki odbiór tej przestrzeni – publiczny las został całkowicie zawłaszczony dla odbioru przez odwiedzających to miejsce, o szkodach dla ekosystemu nie będę już pisać. W Helu też podobne sytuacje mają miejsce, choć może na nieco mniejszą skalę. Ten sam proces dotyczy zapewne większości rodzimych kurortów. I bynajmniej to osiedle które mi tutaj posłużyło do zilustrowania wywodu wcale nie jest przykładem najbardziej negatywnym – zlokalizowane jest przy ulicy, która już wcześniej nie zasługiwała na miano atrakcyjnej przestrzeni spacerowej – z uwagi na szerokość, brak szpalerów drzew i ekspozycję na intensywne słońce latem. Wszyscy wiemy że jest cała masa przykładów zabudowy o bardziej kontrowersyjnej charakterystyce – zlokalizowanych na wydmach, bez kanalizacji sanitarnej, w miejscach gdzie ich absolutnie być nigdy nie powinno. Gdzie tuż obok mamy znaki zakazu wejścia dla pieszych turystów i ich zwierząt aby nie naruszać ekosystemów czy obszarów prawnie chronionych. I nie jest to bynajmniej wyłącznie rodzima przypadłość.




Nasuwa się refleksja odnośnie tego gdzie są granice zabudowywania, wycinania i tak naprawdę niszczenia lokalnej przyrody i krajobrazu, po przekroczeniu których nikt nie będzie chciał już tutaj przyjechać?
Ciekawe też jak się te wszystkie nowo-wznoszone obiekty adaptują do wyższego poziomu lustra wody? Może w przyszłości umiejętność pływania na urządzeniach typu SUP, kajak, łódka czy rower wodny stanie się nieodzownym elementem życia tutaj, a nie jedynie jak to się dzieje obecnie będzie częścią wodnych atrakcji?
Z drugiej jednak strony, powstrzymując wpojony mi wraz z edukacją wstręt do braku piękna – czy też mówiąc wprost – brzydoty – tego na wskroś zurbanizowanego krajobrazu oraz starając się panować nad myślami o niszczeniu usług ekosystemu – jednak te nowe obiekty pozwalają na rozwój rodzimej turystyki, może przyjmą kolejne osoby, które być może i miejmy nadzieję, zamiast wybierać loty samolotem do odległych lokalizacji, zechcą zatrzymać się tutaj. Co wpłynie na ograniczenie śladu węglowego. Może i oby. O ile oczywiście nie będzie na tu już zbyt miejsko, zbyt chaotycznie…
Czytam ostatnio znów w wolnych chwilach książkę Joanny Kusiak Chaos Warszawa Porządki przestrzenne polskiego kapitalizmu. Jak na wstępie cytuje Autorka za Henri’m Lefebvre’m kapitalizm postuluje “abstrakcyjną przestrzeń”, którą daje się opisać w sposób ilościowy. Celem takiego podejścia jest zawłaszczenie zysków poprzez przejęcie nadwyżki kapitału wynikającej z właściwych mu cech, które – pomimo celowo wyidealizowanych postulatów – pozostają poza kategorią abstrakcji. Deweloperzy i agenci nieruchomości zwykli utrzymywać, że u podstaw rynku nieruchomości znaleźć można trzy elementy. Po trzykroć jest to kryterium lokalizacji. Podczas gdy stwierdzenia Autorki odnoszą się do przestrzeni miasta stołecznego Warszawy w odniesieniu do wybrzeża również są całkowicie adekwatne i trafione.
Książka Joanny Kusiak odnosi się do kategorii chaosu jako wyznacznika transformacji przestrzeni Warszawy. W przypadku terenów przyrodniczo-cennych ten sam polski kapitalizm czy też post-socjalizm – choć ten drugi termin jest we współczesnych studiach miejskich przedmiotem krytyki – przyczynił się i wpływa na postępującą degradację walorów przyrodniczych i krajobrazowych, niszczenie i kolonizację i to zazwyczaj przez zabudowę o cechach amorficznych, pozbawioną czytelnej organizacji i powiązań przestrzennych z wcześniejszym kontekstem miejsca. Mechanizmy są identyczne z tymi opisanymi dla stolicy, a stawka o którą toczyła się i nadal toczy gra podobna. Im bardziej pożądana i ekskluzywna lokalizacja tym proces wyraźniejszy. Ten współczesny duch dziejów, jak za Heglem i Kirilem Stanilovem, nazywa chaos Joanna Kusiak wykorzystuje każdą, najmniejszą nawet słabość , szczelinę systemu planowania i systemu politycznego aby gdzie to tylko możliwe niszczyć przyrodę i krajobraz i wprowadzać nowy, podporządkowany masowej turystyce i globalnej konsumpcji porządek przestrzenny. Prawdziwy Las powoli staje się dobrem elitarnym , dostępnym dla wybranych, dla tych odrobinę mniej zamożnych musi wystarczyć lokalizacja oraz nazwa – konotacja miejsca – uzupełnione przez całą chmarę hałaśliwych usług i atrakcji niezbędnych tłumowi dla zaspokojenia ich wakacyjnych potrzeb. Duch chaosu tymczasem, który objawia się najwyraźniej w przestrzeni, jest przecież bezpośrednim objawem, zewnętrzna manifestacją innych dziedzin życia. Nie bez kozery Aldo Rossi pisał o tym, że architektura jest wytworem kultury. Z pewnością można to stwierdzenie uogólnić na ogół materialnych wytworów współczesnej globalnej kultury, wśród których zagospodarowanie przestrzeni jest elementem najbardziej widocznym. Coś może powinniśmy z tym w końcu zrobić?





