Taka zdałoby się oczywista rzecz jaką jest skala proponowanych rozwiązań urbanistycznych, albo używając innych słów – ich zasięg oraz kompleksowość. Niby wszyscy rozumiemy, że jeśli coś jest niewielkie to oddziaływanie tego czegoś będzie proporcjonalnie ograniczone. Ale tylko w teorii…
Jednocześnie, co ciekawe, te bardzo niewielkie działania dobrze wychodzą na zdjęciach. Zatem doskonale nadają się aby o nich pisać, fotografować i publikować nieproporcjonalnie długie komunikaty w gazetach i opowiadać w mediach. Ich dodatkową zaletą (albo patrząc z punktu widzenia efektywności – wadą) jest to że zazwyczaj niewiele kosztują. Może się zdarzyć, że udaje się je zrealizować w ramach miejskiego budżetu partycypacyjnego. Wtedy mamy od razu dwie pieczenie na jednym przysłowiowym ogniu.
Kłopot z rozwiązaniami o niewielkiej skali jest taki, że pomimo chwilowego łatania drobnych problemów, niekiedy innowacyjnych rozwiązań i niejednokrotnie walorów wizerunkowych (i politycznych) zazwyczaj nie są one wystarczające aby rozwiązać rzeczywiste problemy.
Rzecz dotyczy dowolnego obszaru funkcjonowania miasta. Szczególnie wyraźnie można ten problem opisać wykorzystując w tym celu przykład Łodzi. Weźmy np. taki problem jak zalewanie ulic podczas (trochę bardziej) ulewnego deszczu – o czym coraz częściej czytamy w gazetach, np. dzisiaj. Aby rozwiązania retencji były skuteczne nie wystarczy, że dotyczyć będą jednego placu – nawet najważniejszego w mieście, czy jednego skweru – szczególnie jeśli ten ostatni ma mieć powierzchnię 70m2. Szczególnie jeśli nieopodal mamy znacznie rozleglejsze niedawne inwestycje drogowe, które spowodowały uszczelnienie rozległych terenów – patrz obrazek poniżej. I dla których to terenów zarówno obecnie obowiązujące jak i opracowywane plany miejscowe przewidują niemal zerowe współczynniki powierzchni biologicznie czynnej.

Podczas gdy cieszą nasadzenia zieleni (nawet kwiatów) w niektórych śródmiejskich ulicach (lub w ich fragmentach – tych bliżej Piotrkowskiej), równolegle prowadzone remonty ulic (głównych arterii) o bardzo zachowawczym/odtworzeniowym charakterze kompletnie nie rozwiązują żadnych problemów, a w zestawieniu z nasilającą się zmianą klimatu wręcz je generują – patrz niedawny remont Zachodniej, o którym tu była mowa.
Ta sama zieleń, oraz tereny przepuszczalne, o których mowa powyżej, pełni też rolę mitygującą wobec miejskiej wyspy ciepła. Wszyscy doskonale wiemy że pojedynczy krzaczek tutaj wiosny nie uczyni i potrzebny jest większy teren zielony aby było nam podczas upału chłodniej. Jeśli ktoś nie wie o czym mówię proponuję spacerek po jednej z najnowszych łódzkich alei – Rodziny Poznańskich, Grohmanów lub Scheiblerów w słoneczne letnie popołudnie. Uroków tej patelni nic chyba nie będzie w stanie złagodzić – nawet nazwa.
Innym podobnym zagadnieniem jest skala lub zasięg/kompleksowość rozwiązań rowerowych. I tak tu i ówdzie pojawia się fragmencik rowerowej ścieżki, aby przy kolejnym skrzyżowaniu zniknąć bezpowrotnie. Jednym z ciekawszych takich odkryć niedawno jest ten w ulicy Andrzeja Struga, pomiędzy ulicą Skłodowskiej-Curie i Wólczańską. Rowerzysta zbliżając się do Wólczańskiej zaczyna rozważać teleportację – porównaj video przez Rowerowa Łódź, poniżej. Niewątpliwie jest to sposób poruszania się dla osób kreatywnych.

Niektóre takie fragmenty wpisują się poetykę zjawiska protezy, do tej grupy należy fragmencik ścieżki wzdłuż Uniwersyteckiej – od ulicy Kamińskiego do ulicy Jaracza. Liczy to coś niewiele ponad 50 m, wprowadzając konfuzję. Na końcu znajdujemy zjazd na jednię pod rozpędzone auta w ul. Uniwersyteckiej. Można tak wymieniać w nieskończoność. Tymczasem podobnie jak poprzednio istota problemu jest identyczna – kwestią jest skala, zasięg i kompleksowość rozwiązań. Aby system mobilności rowerowej mógł poprawnie funkcjonować powinien być zaprojektowany w sposób ciągły i całościowy.
Dla zauważenia zjawiska – jeśliby ktoś jeszcze potrzebował dodatkowych wyjaśnień – wystarczy popatrzeć na miejski budżet. Ciekawi jedynie dlaczego te pozycje, które zajmują tam miejsce śladowe są jednocześnie najczęściej wykorzystywane jako tło do fotografii przez lokalnych notabli. Zaś te, które są bardzo kosztowne, wykorzystywane nie bywają.
